Artur Pontek: Od 30 lat jestem aktorem

2012-05-21 4:00

Pierwszy raz zagrał, gdy miał sześć lat. W radiu. Nie mógł dosięgnąć mikrofonu, więc postawiono go na krzesełku. A potem przyszły role w filmie, w serialach, zagrał m.in. Stasia w słynnym filmie "Zmowa" Janusza Petelskiego (65 l.), Misia w "Mów mi Rockeffeler", wreszcie policjanta Marczaka w "Ojcu Mateuszu". Artur Pontek (37 l.) zdradza nam, jak trafił do filmu i co wspólnego ma z wojnami polsko-szwedzkimi.

Mam dwóch braci, starszego i młodszego, rodzice nie są związani z zawodem aktorskim. Jesteśmy normalną, fajną rodziną.

Jak trafiłem do filmu? Na warszawskim Powiślu, gdzie się wychowałem, naprzeciwko nas mieszkał reżyser radiowy. Najpierw do pracy wciągnął mojego brata, ale on krótko tym się pobawił. Poszedł w sport. Zazdrościłem mu, tak bardzo chciałem pójść do radia. W końcu i mnie reżyser zauważył.

Jeszcze nie umiałem czytać, pierwszych ról uczyłem się na pamięć. Koledzy śmieją się, że w tym roku mija mi 30 lat pracy. Miałem sześć - siedem lat, stawałem na krzesełku i mówiłem swoje kwestie. Nigdy nie cierpiałem z tego powodu, że koledzy biegają po podwórku za piłką, a ja o godz. 14.30 idę do radia, wówczas na Myśliwiecką. Nie uważam, że straciłem jakąś część dzieciństwa. Przecież tam w radiu tworzyliśmy bajkowy świat. Jakie to było ciekawe, gdy pani Zosia czy Marysia brała starą taśmę i szeleszcząc nią, udawała, że przedzieramy się przez dżunglę. Jak pasjonujące były spotkania z Ireną Kwiatkowską (†99 l.), Marianem Kociniakiem (76 l.), których znałem z telewizji.

Miałem nawet specjalny pamiętnik, do którego wpisywali mi się znani aktorzy, ale niestety dość szybko przeszło mi jego prowadzenie. Henryk Talar (67 l.) wpisał mi dedykację "koledze po fachu", a Zygmunt Kęstowicz (†86 l.) "za przyszłą piątkę z polskiego".

Koledzy ze szkoły zazdrościli mi? Dokuczali? Raczej nie, zaprosiłem ich kilka razy do radia. A przez rude włosy? Może zdarzyły się ze dwie nieprzyjemne sytuacje. Raz pamiętam byliśmy na działce, miałem kilka lat, obok przejeżdżał sąsiad na rowerze i w niewybredny sposób wyraził się o kolorze moich włosów. A że był łysy, a ja chciałem mu się odgryźć, więc rzuciłem w jego stronę: "Co, Bozia włosów nie dała?". On na to: "Dawała, tylko że rude i nie chciałem...". Tak mnie zgasił, że już więcej nie zaczynałem.

Kiedyś zapragnąłem zmienić kolor włosów, więc zafarbowałem je wieczorem gencjaną. Mama oniemiała, gdy rano zobaczyła fioletową poduszkę i mnie.

W ogóle z tymi rudymi to ciekawa sprawa. Nikt w rodzinie nie ma rudych włosów, tylko ja. Bracia są wysocy, a ja do najwyższych nie należę. Kiedyś, dawno temu, poszukałem nawet podobieństwa wśród rodziny i sąsiadów, ale mama wytłumaczyła małemu chłopcu, żeby się nie martwił, że nasze nazwisko można spotkać np. w Szwecji i że jest tam wielu rudych ludzi. Śmiejemy się zatem, że pewnie ten gen to pozostałość po wojnach polsko-szwedzkich...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki