Wielu osobom mogłoby się wydawać, że nie ma wspanialszego miejsca do życia niż Hollywood. Któż nie marzy o sąsiedztwie znanych aktorów z pierwszych stron gazet? Okazuje się jednak, że ekskluzywna dzielnica Los Angeles wcale nie jest taka bajkowa jak na filmach! Ostatnio nad Hollywood przeszła ogromna nawałnica. Jej skutki to 2 ofiary śmiertelne, setki tysięcy osób bez prądu i powalone drzewa. To największe tego typu zjawisko nad południową Kalifornią od 1995 roku.
Jak donosi "Rewia", Alicja Bachleda-Curuś nieomal przypłaciła życiem mieszkanie w Hollywood. Akurat była w domu z synkiem, kiedy nadeszła ogromna burza. Kilka metrów od jej domu spadło ogromne drzewo. Na szczęście ani aktorce, ani jej synkowi nic się nie stało. Rodzice Bachledy-Curuś dowiedzieli się o nawałnicy z mediów. Córka nie chciała ich denerwować i nie poinformowała o zbliżającej się burzy. Dziadkowie woleliby, żeby Alicja przeprowadziła się w inną część Ameryki.
Jednak aktorka nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. - W Los Angeles mieszka się nam dobrze. To przemiłe miasto do życia, szczególnie dla dzieci. Dla Henia to raj. Ma i ocean i góry, superszkołę, dużo przestrzeni, ogród, w którym może bawić się jak w dżungli lub w świecie dinozaurów, a nawet po prostu zgubić. To są rzeczy, których nie chciałabym go pozbawiać - wyznała aktorka.