Wydawało mu się, że złego diabli nie biorą, więc może szaleć i pić na umór. Niestety, lata hulaszczego życia doprowadziły organizm Borysewicza do ruiny. Zaczęło się od zawału. - To była dziwna historia, bo akurat dwa tygodnie nie piłem. Nagle poczułem, że drętwieje mi lewa ręka. Coraz bardziej czułem gorące żelazko na klacie. W szpitalu trafiłem na stół. Miałem tętnice zatkane w 95 procentach, wszczepiono mi stent - wspomina muzyk i zapewnia: - Teraz czuję się świetnie. Co pół roku chodzę na kontrolę i codziennie muszę brać leki. Dbam o siebie.
- Whisky piłem jak kompot. Moje balangi trwały czasem kilka tygodni. Niestety, kilka razy byłem tak pijany, że potrzebowałem pomocy lekarza... - opowiada Janek w "Twoim Stylu".
- Nie składam obietnic, kiedy nie mam gwarancji, że ich dotrzymam. Ale pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem po operacji, był krzyż wiszący na ścianie. Spojrzałem na Jezusa i powiedziałem "dzięki". Poczułem, że dostałem kolejną szansę i nie wolno mi jej zmarnować. Po zabiegu z dnia na dzień rzuciłem papierosy. No i teraz odstawiłem alkohol. Właśnie wróciłem z siłowni. Powiedziałem "koniec" - wyznaje gitarzysta.
Zobacz także: Dwa polskie filmu znalazły się w rankingu najlepszych filmów XXI wieku!