Ich miłość zaczęła się od jednego telefonu
Liliana Komorowska po latach wraca do związku, który wywrócił jej życie do góry nogami. Miłość do Michała Urbaniaka przyszła nagle i bez ostrzeżenia. Jak sama przyznaje – chemia była silniejsza od rozsądku.
Poznali się w 1984 roku w Nowym Jorku. Aktorka szukała mieszkania, dostała kontakt do polskiego muzyka i zadzwoniła. Ten jeden telefon okazał się początkiem relacji, która szybko przerodziła się w wielkie uczucie.
Przeczytaj także: Michał Urbaniak zostanie pożegnany w styczniu. Znamy szczegóły pogrzebu muzyka. "Jaka tam orkiestra się zbiera…"
Liliana Komorowska nie ma wątpliwości, że od samego początku czuła, że to spotkanie nie jest przypadkowe.
Miałam poczucie, że dzieje się coś, co mnie przestawia wewnętrznie, i że to będzie miało konsekwencje na długo. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Chemia była silniejsza od rozsądku
– wspomina Liliana Komorowska w rozmowie z Martą J. Rawicz.
Liliana Komorowska była muzą Michała Urbaniaka
Ich życie bardzo szybko zaczęło kręcić się wokół siebie. Nowy Jork, jazzowe kluby, wspólne mieszkanie i świat artystycznej bohemy. Michał Urbaniak był wówczas u szczytu kariery, a Liliana stała się dla niego kimś wyjątkowym.
Byłam dla niego inspiracją. Mówił, że przy mnie "pisze się" mu muzyka. Najpiękniejsze było dla mnie to, że dla niego ten czas był czasem naszej miłości, a ja byłam jego muzą. Uwielbiałam budzić się, wiedząc, że znów powstała kompozycja z moim imieniem
– mówi aktorka w rozmowie z "Super Expressem" bez fałszywej skromności.
Ich miłość miała też bardzo spektakularne momenty. Jednym z nich był ślub, który do dziś brzmi jak scena z filmu. Para pobrała się na Empire State Building. Choć ich związek wzbudzał ogromne zainteresowanie mediów i wywoływał kontrowersje, dla nich najważniejsze było to, co działo się między nimi.
Bardzo długo mnie to bolało.(...) Z czasem zrozumiałam, że publiczne narracje upraszczają życie, a prawda bywa dużo bardziej złożona. Miałam poczucie winy, szczególnie myśląc o tym, że Michał i Urszula byli rodzicami dwóch córek. A jednocześnie wiem, że ludzie często widzieli tylko wycinek historii. (...) Mogę powiedzieć uczciwie tyle: my naprawdę podjęliśmy decyzję o byciu razem od pierwszego spotkania, a później życie potoczyło się szybko. Resztę wolę opowiedzieć szerzej i spokojniej w autobiografii – bez skrótów i bez sensacji. Opinia publiczna znała tylko fragment historii. I to jest częste w sprawach, które stają się "tematem".
- wspomina Liliana w rozmowie z naszą dziennikarką.
Dziś, po śmierci Urbaniaka, Liliana Komorowska wraca do tamtych lat z mieszanką czułości i smutku. Do samego końca pozostawali w kontakcie.
Czasem to było tylko kilka słów, ale one miały ciężar i ciepło
– mówi.
Jak podkreśla, w jej pamięci Michał Urbaniak na zawsze pozostanie nie tylko legendą jazzu, ale przede wszystkim mężczyzną, którego kochała.
Był opiekuńczy, potrafił być bardzo czuły i wzruszający. I, co ważne, do końca umiał okazywać pamięć i emocje. Inspirujące w nim były jego niezwykły talent, tempo życia, odwaga tworzenia. Najtrudniejsze: jego zmaganie z alkoholem i intensywność, która w codzienności potrafi dużo kosztować. (...) Człowiek i muzyka były u niego nierozdzielne.
– podsumowuje.