- W tym roku ta Boże Narodzenie to dla pani podwójna okazja do świętowania, bo zbiega się w czasie z 15. urodzinami programu „Ewa Gotuje”.
- To prawda. Zresztą z tej okazji powstał specjalny, jubileuszowy odcinek, w którym wróciłam do przepisów, które zaprezentowałam 15 lat temu, ale tym razem w trochę innej odsłonie, żeby pokazać, jak z tej samej receptury można wyczarować coś zupełnie nowego. Postanowiłam też wykorzystać okazję, by odsłonić nieco kulisy produkcji i zaprezentować moją fantastyczną ekipę. „Ewa Gotuje” siłą rzeczy kojarzy się widzom przede wszystkim ze mną, ale na program składa się praca wielu wspaniałych ludzi, którzy go ze mną współtworzą od lat. Kocham ich! Nie bez znaczenia jest zresztą fakt, że program nagrywany jest u mnie w domu, w mojej własnej kuchni, bo przecież nie zapraszamy do swojego mieszkania osób, których nie lubimy. I mam nadzieję, że tę dobrą energię odczuwają także nasi widzowie.
- Po czym poznać w pani domu, że zbliżają się święta?
- W kwestii przygotowań świątecznych stawiam na systematyczność i zaczynam je ze sporym wyprzedzeniem. Na początku listopada w piwnicy pojawia się garnek z ciastem na piernik, który upieczony zostanie na święta, a jeszcze wcześniej myślę o drzewku świątecznym. U mnie zawsze jest ono w doniczce, ponieważ po Bożym Narodzeniu sadzę je w ogrodzie. Już we wrześniu wybieram w zaprzyjaźnionej szkółce choinkę, która jest odpowiednio zabezpieczona, dzięki czemu będzie mogła cieszyć nas nie tylko w święta, ale o wiele dłużej. Dużą przyjemność sprawia mi później oglądanie kolejnych drzewek przed moim domem, dzięki którym przypominam sobie, która jest z których świąt. Zresztą moi rodzice robili podobnie. Bardzo mi się ten zwyczaj spodobał, więc przeniosłam go do siebie.
- Tych świątecznych zwyczajów jest w pani domu znacznie więcej. Do których jest pani najbardziej przywiązana?
- Jest ich wiele. Na pewno jest to łamanie się opłatkiem, ale też oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, by zasiąść do wigilijnego stołu. Staram się też pielęgnować tradycję, aby pod obrusem zawsze znalazło się sianko, z którego robi się też gniazdko, by położyć na nim opłatek. Bardzo lubię również zwyczaj – także pochodzący z mojego domu rodzinnego - polegający na tym, że stół dekoruje się jedliną i orzechami, które mają symbolizować dobrobyt na przyszłość. I wreszcie tradycje kulinarne: obowiązkowy jest karp, bez którego nie wyobrażam sobie Wigilii. Muszą być kluski z makiem, różne rodzaje pierogów, fasola ze śliwką i barszcz z uszkami.
- W programie „Ewa gotuje” często przemyca pani odrobinę kulinarnego eksperymentu do tradycyjnych potraw. Na pani świątecznym stole jest podobnie?
- Na eksperymenty pozwalam sobie w pierwszy i drugi dzień świąt, natomiast jeśli chodzi o wigilię, to wszyscy tak naprawdę czekamy właśnie na te tradycyjne dania. Pewnie dlatego, że robione są one właściwie tylko raz do roku, właśnie na święta. W dzisiejszych czasach zresztą coraz chętniej eksperymentujmy w ciągu roku, zarówno we własnej kuchni, jak i w lokalach gastronomicznych czy podczas podróży, tym bardziej więc zaczynamy doceniać unikatowość tych wigilijnych smaków.
- Czego w tym czasie nigdy nie może u pani zabraknąć?
- Zarówno jeśli chodzi o Wielkanoc jak i Boże Narodzenie, jestem raczej tradycjonalistką. Dlatego święta zawsze są w moim domu. Mają być przede wszystkim rodzinne, staram się więc co roku, by zgromadzić przy stole jak najwięcej bliskich mi osób. Rodzina i przyjaciele są dla mnie w tym czasie najważniejsi. To moment, żeby poświęcić im czas i uwagę.
- Nigdy nie kusiły pani święta w egzotycznej scenerii, tak modnej wśród naszych gwiazd?
- Jeszcze do tego nie dojrzałam (śmiech)! Świat się oczywiście zmienia i nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam życie, więc kto wie? Być może kiedyś wylądują w święta na afrykańskim safari, ale póki co trudno mi sobie taki scenariusz wyobrazić. Dla mnie święta to przede wszystkim stół, wokół którego gromadzą się moi bliscy.
- Pod choinką królują u pani podobno prezenty zrobione własnoręcznie. Jest taki, który szczególnie podbił pani serce?
- Jakiś czas temu dostałam od mojej przyjaciółki Klaudii, z którą chodzimy razem po górach, przepiękne, ręcznie wykonane serduszko, które co prawda w założeniu miało być poduszeczką na igły, ale tak mnie zachwyciło, że powiesiłam je nad łóżkiem. Zawsze, gdy kładę się spać lub wstaję, niesamowicie mnie jego widok wzrusza i dobrze nastraja. Uwielbiam tego typu prezenty i mobilizuję do wykonywania takich resztę domowników, przede wszystkim młodzież, i muszę przyznać, że świetnie im to wychodzi! W moim przypadku ten czas przedświąteczny jest zawsze gorący, także ze względów zawodowych, więc tę uwagę prezentom bożonarodzeniowym staram się raczej poświęcić w ciągu roku. Zależy mi na tych nieoczywistych, zaskakujących – jeśli udaje mi się coś takiego znaleźć, przechowują to w specjalnej szufladzie, gdzie czeka, czasem nawet wiele miesięcy – na wigilijny wieczór.
- Czego życzy pani naszym Czytelnikom z okazji zbliżających się świąt?
- Przede wszystkim tego, byśmy znaleźli dla siebie jak najwięcej czasu i uwagi. Żebyśmy znaleźli przy świątecznym stole moment, by uśmiechnąć się do siebie i spojrzeć z miłością. Najważniejsze, byśmy potrafili się nią dzielić, nie tylko od święta.