Gwiazdy Teatru Bajka OSZUKANE przez właściciela. Dancewicz, Strasburger, Skrzynecka i Rozmus ROK pracowali BEZ PENSJI

2011-10-28 5:00

Ciężko pracowali ponad rok, ale do tej pory nie dostali wynagrodzeń. Gwiazdy polskiej sceny czują się oszukane przez Grzegorza Biskupskiego (40 l.). Szef warszawskiego Teatru Bajka w Warszawie zapadł się pod ziemię. Ale nie tylko aktorzy są przez niego poszkodowani. Nie zwrócono też pieniędzy widzom za bilety na spektakle, które się nie odbyły. - To się mieści w kategorii złodziejstwa - mówi Robert Rozmus (48 l.). - To jest oszustwo! - dodaje Renata Dancewicz (42 l.).

Takiej afery Polska dawno nie widziała. Na drzwiach do Teatru Bajka od wielu dni wisi kłódka, a telefon do szefa świątyni sztuki milczy jak zaklęty. Grzegorz Biskupski wyparował jak kamfora. Razem z nim zaległe wypłaty dla aktorów, pracowników teatru, Zakładu Gospodarki Miasta za czynsz, a nawet nieświadomych widzów. W sumie uzbierało się kilkaset tysięcy złotych.

- Czujemy się oszukani. Do tej pory wiszą mi pieniądze. Jest to oszustwo - mówi Renata Dancewicz w rozmowie z "Super Expressem".

- Jest to dla nas trudna i przykra sytuacja, ponieważ nikt nam nie wyjaśnił, dlaczego teatr został zamknięty i dlaczego nie możemy pracować. Również nikt nam nie wyjaśnił, co z zaległościami finansowymi - burzy się Katarzyna Skrzynecka (41 l.).

Wszystko zaczęło się kilkanaście miesięcy temu. - Po katastrofie smoleńskiej odnotowano istotny spadek frekwencji. Potem był bezruch wakacyjny. Kolejne spektakle musiały być odwoływane. Dlatego pojawiło się zadłużenie, które uniemożliwiało natychmiastowy zwrot pieniędzy - tłumaczy pełnomocnik teatru Michał Brach w jednym w wywiadów.

Właściciel Teatru Bajka zapadł się pod ziemię

Poszkodowani aktorzy przeczą temu. Zapewniają, że na spektaklach była pełna widownia i wystawiane sztuki cieszyły się ogromnym zainteresowaniem.

- Każdy spektakl graliśmy przy pełnej widowni, teatr dobrze prosperował, dlatego nie rozumiemy, jak można było doprowadzić do takiej sytuacji - dziwi się Skrzynecka.

W grę wchodzą niebagatelne kwoty. - Za pracę, którą wykonałem, nie dostałem ponad 10 tysięcy złotych - ujawnia Rozmus.

- Zadłużenie wobec pracowników jest naprawdę potężne. W sumie Stefanowi Friedmannowi, Kasi Skrzyneckiej i mnie ten pan jest winny ponad 100 tys. zł. A reszta? Technicy, garderobiane... Czuję się oszukany, bo włożyłem w to dużo serca, pozytywnych emocji - dodaje Karol Strasburger (64 l.).

Mimo zaległych pensji aktorzy wychodzili na scenę. Wierzyli, że kłopoty się skończą.

- Przez wiele miesięcy tolerowaliśmy sytuację, księgowość zapewniała, że ureguluje zaległości, ale w końcu tego nie robiła. Nadal jednak graliśmy przedstawienia, bo nie chcieliśmy zawieść publiczności - tłumaczy Skrzynecka.

Teatr Bajka jest zamknięty na kłódkę, a prezes zarządu Grzegorz Biskupski jest nieuchwytny. Internetowa strona teatru jest niedostępna, telefony wyłączone. Pan Biskupski jest też członkiem zarządu w trzech innych firmach, ale w każdej z nich telefon jest wyłączony.

Sprawą zajęła się policja. - Zgłaszają się do nas firmy i osoby, które twierdzą, że zostały finansowo oszukane przez warszawski Teatr Bajka. Wszczęliśmy dochodzenie w tej sprawie - informuje rzecznik śródmiejskiej policji asp. sztab. Tomasz Oleszczuk.

Natomiast ZGN do piątku czeka na uregulowanie zaległości za wynajęcie lokalu. To 134 tysiące złotych. Jeśli nie dostaną pieniędzy, skierują sprawę do prokuratury.

Wszyscy mają jednak nadzieję, że w końcu sytuacja się wyjaśni. - Chcemy jak najszybciej wrócić na scenę Teatru Bajka. Mamy nadzieję, że widzowie znowu będą mogli przychodzić na spektakle, a my odzyskamy pracę - mówi Skrzynecka. - Trzeba walczyć o swoje - dodaje Rozmus.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki