Iwona z "Sanatorium miłości" ujawniła szczegóły ślubu! Jaką kreację wybrała? TYLKO U NAS!

Iwona Mazurkiewicz wkrótce wyjdzie za za mąż. Uczestniczka 2. edycji "Sanatorium miłości" poślubi Gerarda Makosza. Seniorka w rozmowie z nami opowiedziała o szczegółach ceremonii, która odbędzie się w zamku w Niepołomicach. Wiadomo, co z nazwiskiem i suknią ślubną.

Spis treści

  1. Iwona Mazurkiewicz szykuje się do ślubu. Wybrała już suknię ślubną
  2. Iwona z "Sanatorium miłości" - przeczytaj nasz wywiad

Iwona Mazurkiewicz szykuje się do ślubu. Wybrała już suknię ślubną

Iwona Mazurkiewicz to jedna z najpopularniejszych seniorek w Polsce. Piękna uczestniczka 2. edycji "Sanatorium miłości" jest dziś  zakochana i szykuje się do trzeciego ślubu. Jej wybrankiem jest Gerard Makosz - para poznała się cztery lata temu na planie randkowego show TVP w Ustroniu, ale uczucie między nimi wybuchło nieco później.

Obecnie Gerard Makosz i Iwona Mazurkiewicz wiodą szczęśliwe życie i nie wyobrażają sobie już życia bez siebie. 83-latek i 64-latka po dwóch latach narzeczeństwa przygotowują się do ślubu, który ma się odbyć w sierpniu br.

Co już wiadomo o uroczystości? W rozmowie z nami Iwona Mazurkiewicz uchyliła rąbka tajemnicy i odpowiedziała na kilka pytań dotyczących ślubu i wesela.

Czytaj też: Dariusz z "Sanatorium miłości" szykuje się do ślubu. Tak mieszka narzeczona seniora

Iwona z "Sanatorium miłości" - przeczytaj nasz wywiad

Chyba możemy powiedzieć, że "Sanatorium miłości" wywróciło Twoje życie do góry nogami.

Wywróciło, chociaż nieraz moje życie było wywrócone do góry nogami, to "Sanatorium miłości" zrobiło to w sposób diametralny. Tym bardziej, że jesteśmy w wieku, w którym nasze życie niestety jest na tej drugiej stronie równi pochyłej i raczej się nie spodziewamy już takich wydarzeń bardzo ważnych dla nas, ale jak się okazuje życie niesie ze sobą piękne niespodzianki.

Na planie poznałaś miłość swojego życia Gerarda, ale przecież nie od razu między Wami zaiskrzyło. To był proces, prawda?

Zaiskrzyło od razu, tylko nasze doświadczenia życiowe miały wpływ na to, że potrzebowaliśmy czasu, żeby nie było to takie gwałtowne. Chcieliśmy się przede wszystkim lepiej się poznać, dojrzeć do tej decyzji.

I udało się, podczas słynnej "czarodziejskiej kawy", o której już wielokrotnie wspominałaś w wywiadach.

Zgadza się. Nie wiem, jakby się to potoczyło. Czy Gerard dalej by walczył, gdybym wtedy do niego nie przyjechała? Czy odczytałby to jako sygnał, że nie jestem nim zainteresowana? Prawdą jest, że to był dla nas moment przełomowy. Pierwsze spotkanie bez obecności kamer, sam na sam, podczas którego mogliśmy opowiedzieć o naszych oczekiwaniach i potrzebach.

A czy w programie, choć raz pomyślałaś o nim w kontekście "fajny facet, dobry materiał na męża"?

Pewnie, że tak. Inaczej nie bylibyśmy w miejscu, w którym jesteśmy. Ja mieszkając i pracując w Holandii nie szukałam osoby, z którą chciałabym się związać na stałe, bo wiedziałam, że wrócę do Polski. Nie miałam również czasu i może odwagi na internety i szukanie miłości w sieci. Nie chciałam być też sama...

Już kilka osób z "Sanatorium miłości" znalazło miłość za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Ja się tego bałam, a później, kiedy dostawałam masę wiadomości, od razu informowałam, że jestem szczęśliwa i nie jestem zainteresowana nawiązaniem jakiejkolwiek znajomości. Lubię grać w otwarte karty. Przede wszystkim jestem fair wobec partnera, bo jeśli jestem w związku to chcę to pielęgnować i absolutnie nie interesują mnie inni mężczyźni.

Czytaj też: Oni znaleźli miłość dzięki "Sanatorium miłości". Niektórzy są już po ślubie!

Opowiesz trochę o Waszym życiu po programie, bo mam wrażenie, że żyjecie obecnie na dwa domy i jesteście w ciągłych rozjazdach.

Trochę tak jest, życie na dwa domy jest dość intensywne. Trzeba pielęgnować dwa ogrody i ogarnąć inne sprawy. Nie ukrywamy - jest to trochę męczące, ale mamy świadomość, że żadne z nas nie sprzeda swojego domu, bo mamy z nimi swoje przeżycia i wspomnienia. Mój dom jest nowy, można powiedzieć, że się nim nie nacieszyłam. Gerard z kolei ma dużo pamiątek z pracy i podróży. Cieszy go, kiedy jesteśmy u niego w domu, tak samo jak ja się cieszę, gdy jesteśmy u mnie. To są naturalne reakcje, tęsknimy za tym, co stworzyliśmy.

To jaki jest podział – dwa tygodnie w Zabrzu, dwa tygodnie w Radomsku?

Nie, nie, to wynika z naszego planu działania. Mamy dużo zaproszeń, spotkania, są badania kontrolne - to wszystko dyktuje nam miejsce, w którym w danym tygodniu przebywamy, ale ja ciągnę w swoją stronę, bo w lesie, gdzie mieszkam jest lepsze powietrze (śmiech). Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że jesteśmy razem, a nie, że żyjemy osobno, na odległość. Zdarzyło nam się chyba dwa razy podjąć decyzję o tym, żeby na chwilę się rozdzielić, musieliśmy załatwić ważne dla nas sprawy urzędowe i to nie był fajny czas. Bardzo za sobą tęskniliśmy, unikamy teraz takich sytuacji.

O Waszych zaręczynach długo było bardzo głośno. Utrzymywaliście, że o ślubie nie myślicie, bo papierek do szczęścia nie jest Wam potrzebny. Zastanawiam się, co się zmieniło?

Może na tamtą chwilę nie byliśmy na tyle dojrzali, żeby podjąć taką decyzję. Od naszego poznania minęły cztery lata. Gerdzio zaręczynami mnie zaskoczył, ja o niczym nie wiedziałam, pierścionek jest ciut za duży. Co się zmieniło? Może pojawiła się chęć przeżycia takiej pięknej chwili i cieszenia się nią z rodziną i przyjaciółmi.

Kiedy zapadła decyzja o ślubie?

Dla mnie już same zaręczyny były sygnałem, że będzie ślub, ale potrzebowaliśmy oczywiście czasu, żeby to wszystko zorganizować. Na początku nie myśleliśmy o wielkiej imprezie. Chcieliśmy zrobić kameralne spotkanie w Ustroniu, w miejscu, w którym się poznaliśmy. Doszliśmy jednak do wniosku, że ślub sam w sobie jest tak podniosłym wydarzeniem i potrzebuje wyjątkowej oprawy. Jest coś takiego, że spotkania rodzinne w dużym gronie nie zdarzają się zbyt często. Prędzej spotykamy się na pogrzebach, kiedy jest smutek. A my chcieliśmy się spotkać z większą grupą ludzi i celebrować miłość.

Miejsce już wybrane – to zamek w Niepołomicach, dla Was miejsce bardzo symboliczne.

Bardzo i tą decyzję podjął Gerard; on stąd pochodzi, tutaj miał zaślubiny córki, tutaj świętował swoje urodziny i tu poprosił mnie o rękę - ja się do tego przychyliłam. Uważam, że nawet w najpiękniejszej restauracji, nie uzyskalibyśmy tych emocji, a o to nam przecież chodzi. Wracają do nas wspomnienia sprzed dwóch lat, porównujemy, chcielibyśmy zrobić inną imprezę, żeby to było coś wyjątkowego.

Czytaj też: Tutaj odbędzie się wesele Iwony i Gerarda z "Sanatorium miłości". Zamek zapiera dech!

Przygotowania do ślubu to żmudna praca. Jak sobie z tym radzicie?

Trzeba się po prostu zorganizować: zrobić listę gości, przygotować zaproszenia, pomyśleć, żeby to było fajnie zrobione. Ja mam swoje oczekiwania i wymagania jeśli chodzi o oprawę. Wiadomo, że to nie będzie tak jak zaślubiny młodej pary, gdzie są oczepiny i rzucanie bukietem. Chcemy, żeby to było bardzo ciepłe, rodzinne, przyjacielskie spotkanie. Uwielbiamy oboje tańczyć, dlatego kwestia muzyki również była dla nas bardzo ważna. Wczoraj spotkaliśmy się po raz pierwszy z Dj-em i myślę, że to był strzał w 10. Pozostaje jeszcze kwestia ustalenia menu, ale to już w lipcu.

W tym wyjątkowym dniu uwaga wszystkich skupia się na pannie młodej. Jaką kreację wybrałaś?

Mogę powiedzieć, że kreacja została wybrana za jednym zamachem, bo nie mam czasu biegać po sklepach. Zaskoczyłam samą siebie wyborem. Nic więcej nie powiem (śmiech).

Lista gości już dopięta? Kto z "Sanatorium miłości" się pojawi?

Tak, lista gości już dopięta. Z programu zaprosiliśmy Stenię, Halinkę i Wojtka.

A co z nazwiskiem? Zmienisz po ślubie?

Nie zmieniam, pozostaję przy swoim i dokładam nazwisko Gerarda.

Myślisz, że ślub coś zmieni w Waszej relacji? Jak do tego podchodzisz?

Nie, nie powinien, a jeśli już to tylko na lepsze!

Iwona, czego Wam teraz życzyć?

Zdrówka, to jest bezcenne, bez tego wszystko inne siada.

Życzę Wam dużo zdrowia i niekończącej się miłości. Pięknego wesela!

Dziękujemy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki