Polk jest ciągle zakochany

2008-12-14 16:00

Piotr Polk (46 l.) jest jednym z najpopularniejszych polskich aktorów. W serialu "Ojciec Mateusz" gra inspektora Oresta Możejkę. Nam opowiada o męskiej przyjaźni, gdzie nie wpuszcza kobiet i w czym zakochuje się codziennie

Nagrał pan płytę, mimo że nie wygrał poprzedniej edycji "jak Oni śpiewają". To się nazywa mieć szczęście!

Byłem zaskoczony, gdy propozycję nagrania płyty dostałem w 8. albo 9. odcinku show. Nie przewidywałem też, że będę w tym programie tak długo, bo jego odbiorcą jest młody widz. Myślę, że powinni o tym pamiętać ci, którzy wezmą udział w kolejnych edycjach. Przegrana nie oznacza, że jesteśmy odstawieni na boczny tor.

Na płycie znalazła się piosenka zatytułowana "Friends", to podobno pański hołd składany męskiej przyjaźni?

Tak, ten rodzaj przyjaźni to wartość dana. Nie można jej sobie kupić, zaskarbić, skalkulować na zimno. Czasem ta przyjaźń przychodzi, czasem odchodzi. Czasem mamy ją na całe życie, czasem nie. Ta prawdziwa męska przyjaźń jest jak miłość.

Czy kobiety mają wstęp do tego męskiego grona?

To jest nasz mały ogródek, do którego nie wpuszczamy kobiet. Nie dlatego, że rozmawiamy o tokarkach, piłach czy choćby kobietach. Podobnie przecież przyjaciela nie dopuszczamy do miłości między kobietą a mężczyzną.

Ten "męski ogródek" stanowią - Polk, Malajkat, Zamachowski. Czy tak?

Tak (śmiech). Nasza przyjaźń trwa już 25 lat. I jest bezinteresowna, bo gdyby któryś z nas był zawistny o to, co robi drugi, lub o to, co przydarza się innemu, ta przyjaźń nie przetrwałaby. Jesteśmy różnymi osobami, ale nie oceniamy siebie nawzajem, nie myślimy kategoriami: "on ma więcej, ja mniej". Zachowujemy się jak normalni faceci. Spotykamy się raz czy dwa w miesiącu i robimy sobie podsumowanie tego, co się wydarzyło, robimy bilans zysków i strat.

Kłócicie się?

Nie. Nigdy nie było między nami kłótni. I Zbyszkowi (Zamachowski - przyp. red.), i mnie nie udały się nasze pierwsze małżeństwa. Nikt z nas nigdy nikogo nie oceniał, zachowujemy zdrowy dystans do naszych wyborów, naszej pracy.

Nie rozmawiacie o pracy?

Czasem tak. Snujemy wspólne plany zawodowe. Trudno rozmawiać przez cztery godziny o cieknących kaloryferach.

Wojciech Malajkat będzie od stycznia przyszłego roku dyrektorem teatru Syrena. Liczy pan na angaż?

Nie, nie liczę. Liczę raczej na współpracę, która zresztą trwa od kilku lat. Wolę z nim współpracować, niż być etatowym pracownikiem, ale dlatego, że ja po prostu nie chcę być na etacie, chcę mieć swobodę działania i wyboru. Niestety, już pojawiają się głosy, że nie ma co liczyć na angaż w teatrze, skoro główne role i tak zagrają Polk i Zamachowski. To nieprawda.

A może pan stanie, na przykład, po drugiej stronie kamery, spóbuje reżyserii?

Wiele osób mnie na to namawiało, ale ja jestem za mało cierpliwy, a reżyseria wymaga cierpliwości, spokoju, bo to jest praca z ludźmi. Cierpliwy jestem jedynie w stosunku do siebie. Wojtek (Malajkat - przyp. red.) jest fantastycznym profesorem, nauczycielem, a ja chyba nie potrafiłbym uczyć, jest we mnie dużo dzieciaka.

Duży chłopiec?

Nie za duży, nie za mały. Chodzi mi o wrażliwość dziecka. To dziecko wierzy najbardziej w to, co robi.

Wspomniał pan, że jest szczęśliwy dzięki miłości?

Jestem permanentnie zakochany. Dla mnie zakochanie polega na tym, że zakochuję się w codzienności, w tym, co dzieje się na co dzień.

Zasadził pan drzewo w postaci płyty, ma dom i żonę. A dzieci?

Nie zawsze w życiu ma się to, czego się bardzo pragnie. Jest jak jest, brakuje właśnie tej jednej rzeczy, ale nie wszyscy mogą mieć wszystko.

Jest pan romantykiem?

Jestem jak każdy facet. Twardziele też są romantyczni. Nawet ten, który przenosi góry, ma miękkie serce. Może nie jestem fanem romantycznych kolacji, miłosnych spojrzeń, brylantów itd. Jestem romantykiem dnia codziennego. Ten romantyzm można znaleźć w najmniej oczekiwanym momencie dnia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki