Jestem uzależniona od swojego serialu

2009-12-03 2:00

"Na dobre i na złe" to serial, który podbił serca milionów Polaków. Grażyna Zielińska (57 l.), grająca w nim Marię Zbieć, też nie może bez niego żyć. Leśna Góra jest jej drugim domem...

Kiedy byłam młodą aktorką, nie będę ukrywała, że marzyłam, żeby być znaną, rozpoznawaną. Potem zapomniałam o tym, bo byłam szczęśliwa w rodzinie, w pracy, w teatrze. Przełom w moim życiu zawodowym nastąpił, gdy na mojej drodze życia stanął wielki pan Adam Hanuszkiewicz (85 l.). Przyjechał do mojego macierzystego teatru w Płocku, by wyreżyserować sztukę pt. "Dulska". Był casting, a jakże. Po nim pan Hanuszkiewicz obsadził mnie w roli Dulskiej. Przedstawienie udało się wyśmienicie!

Pan Adam chyba był ze mnie zadowolony, bo zaprosił mnie do swojego Teatru Nowego, gdzie robił spektakl "Romeo i Julia". Dziś śmieję się, że sama sobie wtedy zazdrościłam, że tak mi się zdarzyło. Uhonorował mnie, a ja miałam szansę pokazania się w Warszawie. Dzięki temu przedstawieniu zatelefonowała do mnie pani, która szukała aktorów do epizodów w "13 posterunku". Zagrałam rólkę kwiaciarki i odtąd epizodów się trzymałam. Spodobało mi się. Potem zaproszono mnie na casting do serialu "Miasteczko". Zagrałam tam już poważniejszą rolę - gospodynię księdza.

A potem przydarzyła mi się przygoda życia. Znalazłam się w "Na dobre i na złe", z którym jestem związana już 10 lat. Bardzo się z tego powodu cieszę, czuję się w Leśnej Górze jak w drugim domu. Jestem od tego uzależniona.

Nie ukrywam, że nie chciałabym wrócić do czasów, gdy tylko grałam w teatrze. Gdyby kazali mi wybrać jedno albo drugie, nie umiałabym.

Z teatru za nic w świecie nie zrezygnuję, a z planu filmowego... Też by mi bardzo brakowało. Nawet bardziej... I w moim wypadku popularność, którą daje telewizja, jest bardzo przyjemna. Z jednej strony nie biegają za mną paparazzi, a z drugiej ludzie mnie poznają i uśmiechają się szczerze.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki