Jestem życzliwie nastawiona do świata

2013-09-09 4:00

Aż trudno uwierzyć, że pani Izabela wkrótce obchodzić będzie 50. rocznicę debiutu na scenie! Piosenkarka wciąż występuje, a energii mogłaby jej pozazdrościć niejedna dwudziestolatka.

Artystka kilka miesięcy temu przeszła operację wstawienia rozrusznika serca. Ale nawet ten ciężki zabieg nie zmusił jej do zwolnienia tempa. Pani Izabela ze szpitala wypisała się na własne życzenie i już po 4 dniach od operacji dała koncert. - Nigdy dotąd żadnego koncertu nie opuściłam. Na szczęście nic się złego nie stało. Ale zamieszania z tym było sporo. Kiedy moja córka Kasia, która cały czas czuwała pod drzwiami w klinice, potwierdziła lekarzom, że muszę wyjść i oni w końcu ustąpili, to chwilę później zaniemówili z wrażenia. Koncert miał odbyć się w Białymstoku, a ja byłam operowana we Wrocławiu - opowiada piosenkarka. I zaraz przyznaje, że energia zawsze ją rozpierała. - Znajomi żartowali, że gdyby tak podłączyć mnie do kontaktu, to zaczęłabym świecić. A teraz wydaje mi się, że tej energii mam jeszcze więcej. Zresztą jest mi ona bardzo potrzebna, bo właśnie przygotowuję galę z okazji 50-lecia naszego Tercetu Egzotycznego - mówi pani Izabela.

- Kilka miesięcy temu przeszła pani operację wstawienia w sercu rozrusznika. Zabieg odbył się w środę, a już w piątek wypisała się pani ze szpitala na własne żądanie, nie bacząc na protesty lekarzy...

- Bo w niedzielę miałam koncert, a ja nigdy dotąd żadnego nie opuściłam. Na szczęście nic się złego nie stało. Ale zamieszania z tym było sporo. Kiedy moja córka Kasia, która cały czas czuwała pod drzwiami w klinice, potwierdziła lekarzom, że muszę wyjść i oni w końcu ustąpili, to za chwilę zaniemówili z wrażenia. Bo ona zapytała: "A czy wiecie, że ten koncert ma się odbyć w Białymstoku?". A ja byłam operowana we Wrocławiu, gdzie mieszkam. Ale jakoś wszystko dało się zorganizować. Z Wrocławia do Warszawy poleciałam samolotem, potem podstawiono mi samochód. Tylko już na scenie zapomniałam, że mam nie machać lewą ręką. W trakcie występu zaczęłam nią machać. I nagle słyszę od strony zespołu "Ręka, ręka!".

- Podobno zaraz po powrocie do domu zabrała się pani do czyszczenia podłogi w salonie... na kolanach. Czy to jednak nie przesada, po takim ciężkim zabiegu?

- Energia zawsze mnie rozpierała. Znajomi żartowali, że gdyby tak podłączyć mnie do kontaktu, to zaczęłabym świecić. A teraz wydaje mi się, że tej energii mam jeszcze więcej. Zresztą jest mi ona bardzo potrzebna, bo właśnie przygotowuję galę z okazji 50-lecia naszego Tercetu Egzotycznego. Oczywiście nie sama, ale i tak roboty mam sporo.

- W zeszłym roku wydała pani nową płytę "Pijmy za miłość". Kilka utworów na niej wykonuje pani z córką, Kasią. Ona przejmie pałeczkę?

- Ależ ja nie mam jeszcze zamiaru żadnej pałeczki przekazywać. Nawet własnej córce, z którą zresztą cudownie mi się współpracuje. Zamierzam występować tak długo, jak długo publiczność będzie chciała mnie słuchać i oglądać.

Jak dotąd spotykam się z tak wielkimi wyrazami uznania, że mam nadzieję, iż to jeszcze potrwa. Ludzie wciąż lubią naszą muzykę, a na koncerty przychodzą całe pokolenia.

- Czyli jeszcze nie "Pamelo, żegnaj"?

- Nie, na pewno nie. Ale nie śpiewam tylko starych przebojów. W repertuarze mam przecież wiele nowości. Zauważyłam jednak, że publiczność lubi powracać do tych dawniejszych.

- Kiedy przed kilkunastu laty zmarł pani mąż, Zbigniew Dziewiątkowski, nie chciała pani śpiewać "Pameli", tak bardzo się z nim kojarzyła...

- Nie chciałam, ale byłam zmuszana. Pamiętam ten pierwszy koncert po śmierci Zbyszka, kiedy publiczność, nie mogąc się doczekać tej piosenki, sama zaczęła ją śpiewać. A ja w tamtym momencie, jakbym usłyszała jego głos: "Matka, weź się w garść, śpiewaj". No i potem już nie miałam z tym problemów.

- To prawda, że w latach 70. ubiegłego wieku została pani "królową odsłoniętego brzucha"?

- Akurat wracaliśmy z trasy po Ameryce Południowej. Tam rzeczywiście nosiłam stroje odsłaniające brzuch. I taką modę zaczęłam lansować w Polsce, co nie wszystkim się podobało. A jeśli już jesteśmy przy tytułach, to byłam też królową muzyki południowoamerykańskiej.

- I przez pewien czas królową kiczu...

- Różne są gusta, a o nich się nie dyskutuje. Zasadniczo jednak sądzę, że nie mam wrogów i ludzie są mi życzliwi. Chyba dlatego, że ja też staram się taka być. Czytam teraz "Potęgę podświadomości" i jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że życzliwe nastawienie do świata zjednuje przyjaciół. Ja kocham wszystkich.

- Jednakowo?

- Może nie, ale przynajmniej się staram. Myślę, że w takim spojrzeniu na życie pomagają mi codzienna gimnastyka, basen, joga... Wtedy czuję, jak szaleją we mnie endorfiny szczęścia.

- Dziękuję za rozmowę.

Izabela Skrybant-Dziewiątkowska

Popularna piosenkarka. Przyszła na świat w 1941 roku w Łukowcu Wiszniowieckim k. Lwowa. Ukończyła liceum muzyczne we Wrocławiu. W latach 1961-64 była solistką Operetki

Wrocławskiej. W 1963 roku związała się z zespołem Tercet Egzotyczny, z którym występuje do dziś. Ich największe przeboje to "Pamelo, żegnaj" czy "Chłopcy, których kocham". Przez wiele lat była żoną Zbigniewa Dziewiątkowskiego, gitarzysty Tercetu, który zmarł w 2002 roku. Z zespołem nagrała ok. 20 płyt. Ma dwie córki - Kasię i Anię.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki