Wiśniewski komentuje decyzję TVP. Wskazuje, kto ma prawo decydować
Michał Wiśniewski podszedł do stanowiska TVP o udziale Polski w konkursie Eurowizji 2026 z dystansem i bez zbędnych emocji. Podkreślił, że każda telewizja ma prawo decydować o swojej ramówce i o tym, czy bierze udział w wydarzeniach takich jak Eurowizja. Zwrócił też uwagę, że podobne mechanizmy działają w radiu – niektóre utwory znikają z anten, inne wracają, a ostateczna decyzja należy do osób zarządzających stacją.
Całe życie powtarzałem, że po to jest szef telewizji, żeby decydować, co będzie na antenie i nie chodzi tylko o Eurowizję. Podobnie jest z puszczaniem piosenek w radio. Utworów Ich Troje w radiach nie puszczają i trzeba to uszanować. Po to jest ten szef, żeby decydować o tym, co będzie na antenie i ma do tego prawo.
- powiedział w rozmowie z Plejadą. Dla wokalisty decyzja TVP w spawie Eurowizji 2026 nie jest więc powodem do ataku, lecz elementem szerszego systemu. Wskazał, że zjawiska takie jak bojkot, wykluczenia czy protesty nie wynikają z działań poszczególnych nadawców, lecz z globalnej sytuacji politycznej i decyzji organizatorów konkursu.
Eurowizja w cieniu konfliktu. Wiśniewski mówi o granicach przyzwoitości
Wypowiedź artysty mocno odnosi się do obecności Izraela w konkursie. Jego zdaniem problem nie leży w decyzjach poszczególnych telewizji, ale w tym, że Europejska Unia Nadawców dopuszcza kraj uwikłany w trwający konflikt. Wskazał, że obciążenia polityczne spoczywają także na barkach reprezentanta, który w założeniu powinien być wyłącznie artystą:
W tym przypadku przyzwoitość powinien mieć reprezentant Izraela. Taki artysta powinien powiedzieć: "My chcemy, żeby to było święto muzyki, w związku z czym, dopóki ten konflikt nie będzie miał swojego końca, to my opuszczamy". To by była decyzja, którą Europa by uszanowała, bo wiadomo, że ten artysta, który będzie reprezentował Izrael na Eurowizji, siłą rzeczy niewiele ma z tym konfliktem wspólnego, bo on chce robić muzykę, a nie siać propagandę.
Wiśniewski podkreślił, że to artysta mógłby wykazać się gestem, który zostałby odczytany jako sygnał sprzeciwu wobec wojny i cierpienia. Jego zdaniem odejście z konkursu byłoby aktem odwagi, który Europa mogłaby odczytać jako symboliczny sprzeciw wobec sytuacji w regionie.
Problem widzi nie w TVP, a w EBU. Jasny przekaz wokalisty
W całej wypowiedzi Michał Wiśniewskiakcentuje jedno: odpowiedzialność za kryzys wokół Eurowizji spoczywa przede wszystkim na organizatorach. To EBU, dopuszczając Izrael do konkursu, wywołała lawinę protestów i bojkotów.
Wiśniewski zaznaczył również, że sam reprezentant Izraela prawdopodobnie nie ma żadnego wpływu na sytuację polityczną, a jego intencją jest tworzenie muzyki, nie uczestniczenie w propagandzie. Tym bardziej – podkreślił – symboliczny gest artysty miałby ogromne znaczenie i pozwoliłby skupić uwagę na ofiarach konfliktu, a nie na rywalizacji muzycznej.