Od małego dziecka kłamałam jak z nut

2009-12-01 2:30

Któż nie zna tej uśmiechniętej twarzy i intrygującego głosu? Choć ma zaledwie 150 centymetrów wzrostu, trudno jej nie zauważyć. Tylko "Super Expressowi" Grażyna Zielińska (57 l.) opowiada o swoim dzieciństwie i marzeniach o byciu aktorką.

Długo myślałam, że urodziłam się w Wigilię Bożego Narodzenia. Mama mi tak mówiła! O tym, że jednak na świat przyszłam 23 grudnia, dowiedziałam się, gdy wyrabiałam dowód osobisty. W dokumentach z USC stało jak byk: urodzona dwudziestego trzeciego.

Na świat przyszłam w Dzierżoniowie, po prostu rodzice przed świętami pojechali do dziadków. Ale całe fajne dzieciństwo i cudowną młodość spędziłam we Wrocławiu.

Aktorką zostałam bardzo wcześnie, bo w wieku 3-4 lat. Wtedy zagrałam swoją pierwszą rolę. Panie przedszkolanki zrobiły mi piękną suknię z zielonej bibułki, dostałam wiklinowy kosz pełen dojrzałych owoców, weszłam na scenę i powiedziałam: "Jestem lato, co wy na to?".

Jakim dzieckiem byłam? Nie buntownikiem, ale diabła za skórą to miałam. Pamiętam, miałam może z 9 lat, gdy przyszedł do mnie kolega. Gdzie tam! O uczuciu nie było mowy, ale jakoś tak tą wizytą byłam podekscytowana, że wzięłam plastikową tacę w ręce i gniotłam ją i gniotłam, aż ją złamałam. Przyszedł tato i pyta: "Co to? Kto to zrobił?".

Ja na to: "To nie ja!". Brat też się zapierał. Tatę zdenerwowało, że zmyślamy i w końcu dostał brat. A ja siedziałam bezczelnie i się nie odzywałam.

Oj, byłam kłamczuchą. I spóźnialską: "Przepraszam, ale staruszkę musiałam przeprowadzić przez ulicę". "Klucz mi się złamał" - cyganiłam w szkole, gdy się spóźniłam.

Miałam tylko jedno pragnienie - występować. Na moją prośbę rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej. Niestety, nie skończyłam jej. Była daleko i rodzice po prostu nie podołali. Nie miał mnie kto wozić.

Gdy byłam już starsza, to zapisałam się do sekcji gimnastyki sportowej. I do zespołu ludowego. Ale tak naprawdę już w podstawówce zdecydowałam, że idę do szkoły aktorskiej. Wiedziałam, że przy moim wzroście, niecałe 150 cm, muszę pokazać komisji, że naprawdę jestem przygotowana. "Niechby ona była najzdolniejsza, najśliczniejsza, ale gdzie taka mała! Ze sceny nie będzie jej widać" - bałam się takich opinii.

Ale jak już matura przyszła, to się przestraszyłam: pojadę na ten egzamin i co? To nie jest tak nogą pomachać! Za poważna sprawa. Nie zdaję w tym roku!

Po roku we Wrocławiu otworzyli wydział aktorsko-lalkarski, więc poszłam tam zdawać. I dostałam się! Matko, jaka dumna chodziłam po ulicach Wrocławia! "Czy oni wszyscy, ci przechodnie, wiedzą, że będę aktorką? Chciałam krzyczeć: "Ludzie, ja będę aktorką!".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki