„Chłopki” – głos kobiet, który wreszcie wybrzmiał
18 grudnia w warszawskim Teatrze Współczesnym odbyła się premiera spektaklu „Chłopki” w reżyserii Sławomira Narlocha. Przedstawienie powstało na motywach bestsellerowej książki Joanny Kuciel-Frydryszak „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” oraz osobistych wspomnień prababki reżysera. Na scenie wybrzmiewają historie kobiet wiejskich – ciężko pracujących od dzieciństwa, pozbawionych wyboru, marzeń o edukacji, własnym łóżku czy elementarnym bezpieczeństwie.
To opowieści o przemocy, biedzie, milczeniu i godności, które przez dekady pozostawały na marginesie historii. Twórcy spektaklu oddają głos tym, które nigdy wcześniej nie miały szansy go zabrać.
Teatralne misterium zamiast klasycznej narracji
Narloch sięgnął po formę daleką od klasycznej adaptacji. „Chłopki” mają strukturę teatralnego misterium, chwilami przywodzącego na myśl „Dziady”. Bohaterki pojawiają się niczym duchy przeszłości, by opowiedzieć swoje historie i „zrzucić ciężar z serca”. Opowieści dopełniają wykonywane na żywo pieśni ludowe – surowe, dalekie od sielanki, budujące przejmującą atmosferę spektaklu.
W obsadzie znalazły się m.in. Joanna Jeżewska, Agnieszka Pilaszewska, Monika Kwiatkowska, Ewa Porębska, Monika Pawlicka, Natalia Stachyra i Kinga Tabor. Aktorki nie kryją, że praca nad spektaklem była emocjonalnie wyczerpująca. Na scenie mierzą się z traumami swoich bohaterek – stratą, przemocą, samotnością – a intensywność tych historii udziela się także widzom.
Spektakl jest pełen trudnych emocji, sceny i opowieści są bardzo wzruszające. Jak się tego słucha, to naprawdę aż fizycznie boli. Dlatego zaczęłyśmy się przytulać. Podchodziłyśmy do siebie, jak do prawdziwych postaci, i strasznie siebie żałowałyśmy, współczułyśmy sobie nawzajem. Wszyscy w tym przedstawieniu jesteśmy nie z tego świata. Jedynie Marcin Stępniak gra chłopaka ze współczesnego świata, który nas wywołuje po to, żebyśmy mogły zrzucić ciężar z serca.
- wyjaśnia Joanna Jeżewska. „Chłopki” nie są teatralną rekonstrukcją przeszłości. To opowieść o dziedzictwie, które wciąż w nas pracuje – w rodzinnych historiach, lękach i milczeniu przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Premierowy wieczór pokazał jedno: ten spektakl nie kończy się wraz z opadnięciem kurtyny. On zostaje z widzem na długo.
Gwiazdy na widowni i cisza po finale
Premierę obejrzało wielu przedstawicieli świata kultury i mediów. Na widowni pojawili się m.in. Irena Santor, Barbara Wypych, a także dyrektorzy Teatru Współczesnego Wojciech Malajkat i Marcin Hycnar oraz autorka książki Joanna Kuciel-Frydryszak. Po finałowej scenie długo nie było rozmów – dominowała cisza i wzruszenie, a oklaski miały w sobie więcej wdzięczności niż entuzjazmu.