Kasia Zielińska wyznaje: Potrzebuję przestrzeni

2010-04-05 18:37

Katarzyna Zielińska (31 l.) zdobyła popularność rolą Marty z serialu „Barwy szczęścia”. Bawi też widzów w show „Kocham Cię, Polsko”. Nam zdradza, kogo uwielbia i za co, czy potrafi wybaczać i jak udaje jej się być w wielu miejscach naraz.

– Wystartowała już trzecia edycja show „Kocham Cię, Polsko”. To duży sukces. Skąd się bierze popularność tego programu?
– Na pewno jest realizowany z wielkim rozmachem. Ja, zanim przystąpiliśmy do pracy, nie miałam pojęcia, że aż od tylu osób zależy powodzenie takich programów. Na początku podchodziłam do tego pomysłu z rezerwą: uda się, a może nie.

Zobacz galerię: Piękna Kasia Zielińska w stylu retro

Ale z Rinke Rooyensem, który jest producentem, można zaryzykować. Uwielbiam tego faceta, uwielbiam jego energię. On ma po prostu nosa do tego typu programów.

– A swoją drogą to zabawne, że Holender robi teleturniej o Polsce...
– Prawda? Jak tylko razem z Marzeną Rogalską dostałyśmy się do tego programu, kupiłyśmy mu książkę „Najpiękniejsze zakątki w Polsce” i wpisałyśmy specyficzną dedykacją przeznaczoną tylko dla niego. Mogę jedynie zdradzić, że było coś o Holandii. A wracając do samego programu, to dlatego obie weszłyśmy w ten projekt, bo jest w nim dobra energia, która bije od ekipy. Myślę, że widzowie to czują.

– Z Marzeną poznałyście się na planie?
– Nie. Znamy się od prawie dziesięciu lat. Pracowałyśmy razem w RMF w Krakowie, ja nagrywałam teksty lektorskie, a Marzena była dziennikarką. Spotkałyśmy się przy radionoweli „Apteka Marzenie”. Potem długo się nie widziałyśmy. Najpierw ona przeniosła się do Warszawy, trochę czasu minęło i ja też się przeniosłam. No i wreszcie spotkałyśmy się na zdjęciach próbnych.
 
– Jak teleturniej, to i pytania, a jak pytania, to odpowiedzi. Która odpowiedź najbardziej panią zaskoczyła?
– Prowadzenie tego programu ma też tę zaletę, że dowiaduję się mnóstwa rzeczy o Polsce i to niekoniecznie takich, których uczą w szkole. O zwyczajach, o tradycjach, o trudnych słowach. Najbardziej chyba zdziwiła mnie informacja, ile pieniędzy Polki wydają na kosmetyki...

Czytaj dalej >>>


– Ponad 600 mln zł rocznie?
– Coś takiego, dokładnie nie pamiętam, ale wiem, że są to horrendalne sumy. Albo ile mamy szlaków turystycznych? Każdy odcinek to olbrzymia porcja wiedzy o nas samych. Zaskakującej wiedzy.

– Ma pani duże szczęście, gdyż uczestniczy w przedsięwzięciach kojarzących się z sukcesem. „Barwy szczęścia” dostały tegoroczną Telekamerę. Pani bohaterka Marta wzbudza wiele kontrowersji. Rozumie pani jej postępowanie?
– Tak, bo jestem trochę do niej podobna. Też potrafię wiele, czasem zbyt wiele, wybaczyć. I chyba nie tylko ja. Zdarzało się, że podchodziły do mnie kobiety i mówiły, że były w takiej samej sytuacji i nie potrafią do dziś sobie wytłumaczyć, dlaczego tak głupio postępowały. Marta może być więc przykładem dla innych kobiet, bo ona w końcu powiedziała sobie, że nie warto brnąć w niezdrowe sytuacje i że trzeba mieć choć trochę szacunku dla samej siebie. A jeśli chodzi o cały serial, to spotkałam się dziś rano z przyjaciółką, zjadłyśmy razem śniadanie na mieście i rozmawiałyśmy o serialu. Ona akurat obejrzała powtórkowy odcinek. I mówi: „Wiesz, tak sobie pomyślałam, że dlatego ten serial ma Telekamerę, bo ludzie odnajdują w nim samych siebie”. Tu nie ma samych szczęśliwych ludzi, którym się wszystko udaje. Ludzie są tak podzieleni, biedniejsze rodziny, bogatsze...

– Umówiłyśmy się na spotkanie w sobotę rano. Pani jest już po ćwiczeniach i po śniadaniu z przyjaciółką. O której zwykle pani wstaje?
– Bardzo wcześnie. Ja lubię rano wstawać, lubię od rana być aktywna. Dziewczyny się ze mnie śmieją, że żyję 24 godziny na dobę, a czasem i 48 (śmiech). Lubię być w wielu miejscach naraz i o dziwo, udaje mi się to. Mam to po rodzicach, którzy mają niesamowitą energię.

– Nie próbowała pani zabrać Rinkego w swoje strony? Beskid Sądecki to przecież przepiękny region...
– Rinke obiecuje, że wszędzie pojedzie, ale on jest tak zagoniony, że w końcu nigdzie nie jedzie. Ale zgadzam się, że ta moja Sądecczyzna jest przepiękna i staram się ja promować.

– Umówiłyśmy się na wywiad w hotelu Hilton, gdzie jest pani klub fitness. Jakoś to nie pasuje do góralki z Sądecczyzny...

– Moi rodzice nauczyli mnie pracowitości. Sami są ludźmi silnymi, którzy nie poddają się przeciwnościom losu. Podziwiam ich za to i staram się być do nich podobna. Klub w Hiltonie wybrałam celowo. Tu jest mnóstwo światła, a mnie, kobiecie z gór, potrzeba jak najwięcej przestrzeni. Tu mam moją trenerkę Maję, tu często pracuję, umawiam się na wywiady. Tu jest ten jedyny luksus, na który sobie pozwalam...

– Jak udaje się pani, przy takim nadmiarze zajęć, znajdywać czas dla siebie?
– Ja uważam, że to konieczne. Nawet gdy się bardzo dużo pracuje, trzeba czasem złapać oddech, zająć się własnymi pasjami, spotkać z przyjaciółmi. Mamy przecież tylko jedno życie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki