Polski reżyser doświadczył ogromnej tragedii. „Z całej mojej rodziny zostałem tylko ja”

2025-11-16 5:27

Jego życie to gotowy scenariusz filmowy – z początku dramatyczny, pełen bólu i straty, a później refleksyjny, nasycony czułością i melancholią. Janusz Morgenstern, jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów, autor „Do widzenia, do jutra” czy „Kolumbów”, przeżył wojnę jako dziecko, tracąc niemal wszystkich bliskich. Z całej rodziny ocalał tylko on. To doświadczenie na zawsze ukształtowało jego wrażliwość i sposób patrzenia na świat.

Chłopiec, który uciekł z piekła

Janusz Morgenstern urodził się w 1922 roku w Mikulińcach, niewielkim miasteczku koło Tarnopola, wówczas należącym do II Rzeczypospolitej. Dorastał w żydowskiej rodzinie o mocnych więzach – jego ojciec był kupcem, matka pochodziła z inteligenckiej rodziny. Dzieciństwo wspominał jako spokojne, pełne muzyki i książek. Wszystko zmienił wybuch II wojny światowej. Po wkroczeniu wojsk niemieckich na wschodnie tereny Polski rodzina Morgensternów została zamknięta w getcie, gdzie – jak wspominała żona reżysera – Krystyna Cierniak-Morgenstern (90 l.): „nie zdołał odratować ojca, który zażył truciznę. Matkę odratował, ale później widział, jak zabił ją Niemiec".

Zobacz: Pogrzeb Janusza Morgensterna - byli: prezydent, Roman Polański i Anna Mucha

Cała rodzina Janusza Morgensterna zginęła w czasie wojny

Miał wtedy zaledwie 17 lat. Wszyscy jego najbliżsi zostali zamordowani przez Niemców. „Z całej mojej rodziny zostałem tylko ja” – wspominał po latach w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Udało mu się przetrwać dzięki pomocy dyrektora pobliskiej szkoły:

Wiem, że moja skrytka była w podłodze, taka dziura zakrywana deską. Było tam łóżko, nad łóżkiem była ta wyjmowana deska, na niej jakaś szmata. Te kilka miesięcy, jakie tam spędziłem, to były najbezpieczniejsze miesiące mojego życia podczas wojny – wspominał. Po wojnie nigdy nie chciał o tym mówić wprost. Wszystko, co mogę o tym powiedzieć, to że życie ludzkie ma niewyobrażalną wartość. A śmierć – niewyobrażalny ciężar – mówił w jednym z wywiadów dla Newsweeka.

Janusz Morgenstern budował życie na wojennych zgliszczach

Po wojnie Morgenstern rozpoczął studia rolnicze, ale ostatecznie wylądował na Wydziale Reżyserii w łódzkiej Szkole Filmowej. Tam zetknął się z pokoleniem, które również niosło w sobie ciężar doświadczeń wojennych – Wajdą (+90 l.), Munkiem (+39 l.), Kawalerowiczem (+85 l.). W 1960 roku zrealizował swój debiut fabularny „Do widzenia, do jutra” ze Zbigniewem Cybulskim (+39 l.) i Teresą Tuszyńską (+54 l.) – film, który przyniósł mu rozgłos i uznanie krytyki.

Od tego momentu jego kariera nabrała tempa. Był nie tylko reżyserem, ale i producentem, człowiekiem-instytucją. Tworzył filmy, które łączyły artystyczny wdzięk z emocjonalną prawdą. Ale w prywatnych rozmowach często wracał do tego, co stracił.

Nigdy nie przestał tęsknić za rodziną. Nie mówił o tym głośno, ale ja to widziałam – w jego oczach, w jego milczeniu

– wspominała jego żona w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

Zobacz też: Kochał ją tak, że umarł z tęsknoty. Wielki aktor nie przeżył śmierci żony. Byli razem pół wieku

Ślady wojny w filmach Margensterna. „On nie mówił o wojnie – on ją czuł” 

Morgenstern nie nosił swojej wojennej historii jak medalu. Wręcz przeciwnie – unikał jej w rozmowach i filmach. Wielokrotnie podkreślał, że nie chce być postrzegany jako „reżyser Holokaustu”. „To jest coś, o czym nie da się opowiadać. Każde słowo jest za małe” – tłumaczył w rozmowie z Tygodnikiem Powszechnym. Ta cisza nie była jednak zapomnieniem. W jego twórczości wojna powracała, ale nie wprost – w postaci lęku, utraconej młodości i poczucia bezpowrotnej straty. W filmach Morgensterna nie ma heroizmu, jest raczej człowiek zmagający się z własnym sumieniem i pamięcią. Jego „Kolumbowie” czy „Godzina W” to nie tylko opowieści o walce, ale o emocjonalnym kosztach przetrwania.

„On nie mówił o wojnie – on ją czuł” – wspominała jego żona, Krystyna Cierniak-Morgenstern, w rozmowie z „Polityką”.

Był człowiekiem delikatnym, trochę melancholijnym, ale też zamkniętym. Miał w sobie ogromną ciszę, która czasem była trudna do zniesienia.  Choć sam rzadko odnosił się bezpośrednio do zagłady, ślady traumy można odnaleźć w wielu jego dziełach. W filmie „Do widzenia, do jutra” melancholia młodości miesza się z poczuciem przemijania – jakby bohaterowie wiedzieli, że szczęście jest chwilowe. W „Kolumbach” i „Godzinie W” wojna to nie przygoda, ale moralny chaos, w którym ginie niewinność.

Z kolei w późniejszych produkcjach, jak „Polskie drogi” czy „Stawka większa niż życie”, wojna staje się tłem dla opowieści o człowieku. Bohaterowie Morgensterna zawsze walczą nie tylko z wrogiem, ale z własnym sumieniem, winą, lękiem przed utratą. Właśnie ta emocjonalna prawda była znakiem rozpoznawczym jego kina.

Janusz Morgenstern nie pielęgnował w sobie nienawiści. "Wojna jest we mnie. A to wystarczy”

Paradoksalnie, mimo tego, co przeszedł, Janusz Morgenstern nie pielęgnował w sobie nienawiści. Wręcz przeciwnie – był człowiekiem łagodnym, obdarzonym empatią i subtelnym poczuciem humoru. W jednym z wywiadów przyznał:

Ja nie mam w sobie gniewu. Może to brzmi dziwnie, ale ja się wstydzę nienawiści. Widziałem jej skutki zbyt dobrze.

Był człowiekiem cichym, ale niezwykle wyczulonym na emocje innych. Przyjaciele wspominali, że potrafił jednym spojrzeniem zrozumieć człowieka. Być może dlatego jego filmy są tak głęboko psychologiczne i ludzkie – bo kręcił je ktoś, kto znał granice ludzkiego cierpienia.

Janusz Morgenstern zmarł w 2011 roku, w wieku 89 lat. Jak wspominali ci, którzy go znali osobiście, do końca życia pozostał człowiekiem skromnym, wiernym swoim zasadom i pamięci o przeszłości. Nie budował pomników – ani sobie, ani historii. Raczej próbował ją rozumieć.

Nie chciałem robić filmów o wojnie, bo wojna jest we mnie. A to wystarczy

– powiedział kiedyś w jednym z wywiadów dla Gazety Wyborczej. Ta prosta, a zarazem przejmująca deklaracja najlepiej oddaje jego podejście do życia i twórczości. Dla Morgensterna wojna nigdy się naprawdę nie skończyła. Zmieniła się tylko w cichą opowieść o człowieku, który przeżył, ale nigdy nie zapomniał.

Zmarli w zapomnieniu. Groby polskich aktorów. Niezapomniani

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki