Chodzi o zatajone przed polskim sądem i opinią publiczną zeznania Moniki Głodek, złożone przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Przyznała ona, że miała przy sobie schowane ubrania, za które nie miała zamiaru zapłacić.
Pasmo kłamstw i nieścisłości państwa Janowskich zaczęło się w lutym 2013 r. Najpierw zatajone w Polsce zeznania, potem oświadczenie Roberta Janowskiego. "Z uwagi na dobro swoich małoletnich córek postanowiłem rozstać się z Moniką G. Jednocześnie informuję, iż nie będzie żadnych dodatkowych wyjaśnień ani oświadczeń w powyższej sprawie" - tak w imieniu showmana poinformował media adwokat Artur Glass-Brudziński.
Jak się okazało - było to kłamstwo. - Oświadczenie wydał Robert, bo dotyczyło jego dzieci, ale decyzję podjęliśmy wspólnie. To było wtedy jedyne wyjście - mówiła Janowska w "Vivie!" w 2014 r. - Córki chciały mieszkać z nami, trzeba było to formalnie sądownie przeprowadzić. Takie są procedury, chcieliśmy im oszczędzić cierpienia - usprawiedliwiał się Janowski.
W swojej książce z 2016 r. "Przypadki. Robert Janowski jakiego nie znacie, w szczerej rozmowie z Marią Szabłowską", prowadzący "Jaka to melodia?" kłamie dalej. "Oto wyrok amerykańskiego sądu: w ogóle żadnej kradzieży nie było, zarzuty zostały wycofane, a sprawa wymazana z rejestru. Nie ma już po niej śladu". Tu zgadza się jedynie to, że zarzuty zostały wycofane. A pani Monika dalej, do dziś dnia figuruje w rejestrze ze zdjęciem i adnotacją, że została zatrzymana za kradzież.
I na koniec kolejny fragment z książki: "Dziennikarzyny z uśmiechem na twarzy kłamią w żywe oczy przed sądem". Tak się składa, że żaden z naszych dziennikarzy nie został oskarżony o składanie fałszywych zeznań, a wobec jego żony pojawiła się uzasadnione podejrzenie. I może zakończyć się to wyrokiem skazującym.
Zobacz: Robert Lewandowski zostanie OJCEM! Wielka i wymowna radość po golu [WIDEO]