Skiba o "Klerze": Film jest zakłanamy. Wspomina też o Kulczyku i Piotrowiczu

2018-10-18 13:56

Krzysztof Skiba (54 l.) z zespołu Big Cyc obejrzał "Kler" Wojciecha Smarzowskiego i ma kilka krytycznych uwag. Jego zdaniem film jest zakłamany i przedstawiona przez reżysera sytuacja, w której ludność wiejska chce zlinczować księdza pedofila jest nierealistyczna, gdyż w tak małych ośrodkach duchowni są głównie bronieni. - Sceny osaczania księdza Kukuły przez oburzonych mieszkańców są w filmie Smarzowskiego zwyczajnie nieprawdziwe. Żadne polskie dziecko nie zapyta księdza: "Czy ksiądz jest pedofilem?" (jest taka scena w filmie). Nikomu takie pytanie nie przyjdzie do głowy, a gdyby nawet to taki dzieciak z miejsca dostałby w pysk od głęboko wierzących rodziców - pisze Skiba na Facebooku. Lider Big Cyca zwraca także uwagę na problem obrony podejrzanych hierarchów kościelnych oraz osób uważanych za powszechnie szanowane, przez znanych Polaków.

Krzysztof Skiba

i

Autor: fot.Jacek Ponder

Film "Kler" w trzy tygodnie od premiery zobaczyło już ponad 3,5 miliona widzów. Dzieło Wojciecha Smarzowskiego ma szansę stać się trzecim najchętniej oglądanym filmem w kinie od 1989 roku. Do trzeciego "Quo Vadis" (4,3 mln) już niewiele mu brakuje. Na dogonienie "Pana Tadeusza" (6,1 mln) i "Ogniem i mieczem" (7,1 mln) raczej nie ma szans, bo nie chodzą na niego szkoły.

Bardzo ciekawe spostrzeżenie na temat "Kleru" ma Krzysztof Skiba, który uważa, że film jest zakłamany. Przeczytajcie, dlaczego tak uważa.

- Mają rację ci którzy twierdzą, że film Kler Wojciecha Smarzowskiego jest zakłamany. Konkretnie zakłamane są sceny, w których wieś buntuje się przeciwko księdzu podejrzewanemu o pedofilię. Polskie społeczeństwo owszem potępia en masse pedofilię, ale też nie przyjmuje do świadomości, że takich czynów może dopuszczać się osoba duchowna, która jest w okolicy powszechnie znana i szanowana.
Oczywiście Smarzowski zrobił film fabularny, a nie dokument i w filmie takim może wymyślać sobie sceny jakie chce. Ale skoro to ma być film mówiący prawdę, nie tylko o klerze, ale także o nas jako społeczeństwie, to sceny gdy na kościelnym murze wypisywane są hasła "pedofil" , sceny gdy młodzi, wyrywni mieszkańcy gonią księdza po wsi i chcą go zatłuc, bo skrzywdził dziecko, sceny w których księdzu wybija się na plebanii szybę i osacza się go potępieniem są nieprawdziwe i jest to czysty wymysł reżysera i scenarzysty. Rozumiem, że twórcy filmu tego typu sceny były potrzebne do konstrukcji fabuły, ale nie zmienia to faktu, że są one czystą fantazją.
W Polsce NIGDY nie doszło do takich sytuacji. Wręcz odwrotnie. Społeczności wiejskie, w których ujawniono księży pedofilii zaciekle ich broniły - pisze Skiba na Facebooku.

Potem przytacza personalia ksieży pedofilów. Pisze także o pośle PiS Stanisławie Piotrowiczu, który jednego z nich bronił.

- Ksiądz Michał M. z Tylawy był bezkarny przez trzydzieści lat. Rozbierał dzieci, całował, pieścił, wkładał palce w pochwy nieletnich dziewczynek, spał z nimi w łóżku. Gdy pojawiły się oskarżenia i zarzuty broniła go nie tylko hierarchia kościelna, ale także mieszkańcy Tylawy. Dziwnym trafem wielu pedofilii jest w Polsce chronionych przez silnych i wpływowych ludzi władzy i Kościoła. Znany polityk PiS poseł Stanisław Piotrowicz, bronił przed laty księdza z Tylawy mówiąc, że ksiądz klepał dziewczynki po tyłku z ojcowską troską, a głaskał je po brzuszku bo "ma zdolności bioenergoterapeutyczne". Dzięki tej obronie wpływowej osoby, przestępca z Tylawy został skazany jedynie na dwa lata w zawieszeniu. Inny głośny przypadek to ksiądz Wojciech Gil, któremu udowodniono gwałt analny na trzech chłopcach w wieku 7-12 lat, a w jego komputerze odkryto 87 tysięcy zdjęć pedofilskich. Mieszkańcy jego rodzimej Modlnicy pod Krakowem stanęli za nim murem i twierdzili, że padł ofiarą prowokacji. - czytamy we wpisie.

Krzysztof Skiba przypomina także inną mroczną sytuację z polskiego kościoła. Tuszowanie molestowania kleryków przez abp Juliusza Paetza (83 l.). Zdaniem muzyka zaangażowany w to nie był tylko Kościół. Wylicza tu nazwiska nieżyjących już Jana Kulczyka, Magdaleny Abakanowicz i Stanisława Stuligrosza.

- Warto przypomnieć też smutny przypadek arcybiskupa Paetza z Poznania, któremu udowodniono molestowanie seksualne młodych księży. Broniły go elity miasta, a wielu prominentnych artystów, biznesmenów i naukowców napisało list w jego obronie. W tym osoby tak wpływowe jak multimilioner dr Jan Kulczyk, dyrygent Stanisław Stuligrosz, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu Stanisław Pietras, rektor ASP Włodzimierz Dreszer czy słynna polska rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz. Osoby z absolutnego topu polskich elit nie miały empatii w stosunku do ofiar arcybiskupa, ale znalazły litościwe usprawiedliwienia dla osoby znanej i wpływowej. W tym przypadku głoszona od lat teoria prawicowych publicystów o "zmowie elit" nie jest tylko czczą gadką. Tak już jest. Silnych i wpływowych się broni. Dla maluczkich jest lekceważenie - zauważa Skiba.

W jego wpisie znajdziemy także głośny przypadek molestowania nieletnich przez dyrektora chóru Poznańskie Słowiki Wojciecha Kroloppa.

- Niestety jako społeczeństwo nie jesteśmy gotowi uwierzyć, że osoby powszechnie znane i szanowane to zboczeńcy i przestępcy. Nie jesteśmy w stanie potępić też wysokiej rangi hierarchów kościelnych, którzy o pedofilii swoich podwładnych wiedzieli od lat i to ukrywali. Sceny osaczania księdza Kukuły przez oburzonych mieszkańców są w filmie Smarzowskiego zwyczajnie nieprawdziwe. Żadne polskie dziecko nie zapyta księdza: "Czy ksiądz jest pedofilem?" (jest taka scena w filmie). Nikomu takie pytanie nie przyjdzie do głowy, a gdyby nawet to taki dzieciak z miejsca dostałby w pysk od głęboko wierzących rodziców. I w tym sensie uważam film "Kler" za "bajkowy", a reszta problemów tam pokazana, to po prostu lustro przystawione Polsce kościelnej prosto w twarz - kończy swój wpis Krzysztof Skiba.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki