Daukszewicz wspomina imprezy do świtu i wstyd na planie
Grzegorz Daukszewicz przyznawał otwarcie, że zdarzało mu się imprezować kilka nocy z rzędu. Zaczęły pojawiać się pierwsze sygnały ostrzegawcze – spóźnienia, problemy z koncentracją, zapomniane kwestie. Największy cios przyszedł, gdy dwa razy zawalił pracę, nie będąc w stanie wypowiedzieć tekstu o poranku. Wstyd, jaki wtedy poczuł, stał się początkiem końca jego starego życia, ale jeszcze nie początkiem nowego.
Dwa razy zawaliłem robotę. Rano nie byłem w stanie wybełkotać tekstu. I wtedy zapaliła mi się w głowie lampka. Pomyślałem, że coś muszę z tym zrobić. Nigdy nie poczułem większego wstydu niż wtedy
- wyznał aktor w rozmowie z Plejadą. Jednak nie od razu udało mu się zerwać z rozrywkowym życiem, imprezowaniem i nałogami.
Pierwsza terapia nie zadziałała. Dopiero druga przyniosła przełom
Choć znajomi wyciągali pomocną dłoń, przez lata bał się poprosić o wsparcie. Kiedy w końcu trafił na terapię, nie był gotowy. Próbował „bo powinien”, a nie dlatego, że naprawdę tego chciał. Dopiero druga próba okazała się przełomem. Wtedy zrozumiał, że bez realnej pracy nad sobą jego przyszłość – prywatna i zawodowa – stanie pod znakiem zapytania.
Za pierwszym razem zacząłem się leczyć, bo wydawało mi się, że powinienem. Za drugim byłem już przekonany, że tego chcę i potrzebuję. To kolosalna różnica
- wspomina w wideopodcaście "Jamrozek Wrażliwie" Prawdziwa rewolucja przyszła wraz z narodzinami maleńkiej Małgosi. Gdy po raz pierwszy trzymał ją w ramionach, poczuł, że jego życie ma nowy sens. To właśnie dla niej chciał być trzeźwy, silny, obecny i prawdziwy. Dzięki córce uczył się od nowa zachwytu nad najdrobniejszymi rzeczami. To ona wyrwała go z marazmu i przywróciła mu chęć życia.
Odszedł z „Na dobre i na złe” i… z salonów
Po odejściu z serialu aktor na chwilę zniknął z ekranów. Przestał chodzić na branżowe imprezy, świadomie wybierając zdrowie psychiczne zamiast blichtru. Wiedział, że w jego zawodzie to kosztuje – mniej ról, mniej kontaktów, mniej propozycji. Jednak po raz pierwszy w życiu postawił siebie ponad karierę. Dziś żyje spokojniej i lepiej niż kiedykolwiek, nie goni już za wielkimi rolami. Jego codzienność to przede wszystkim bycie ojcem. Małgosia uczy go cieszyć się małymi momentami, a on sam podkreśla, że skupia się na przeżyciu chociaż jednej chwili szczęścia każdego dnia. I choć zarabia mniej, czuje, że żyje bardziej.
Córka na nowo uczy mnie cieszenia się rzeczami najmniejszymi. Nie pamiętam, kiedy ostatnio w dorosłym życiu gapiłem się na biedronkę i się nią zachwycałem, a teraz robię to niemal codziennie
- opowiadał, będąc gościem "Dzień Dobry TVN".