Karol Strasburger: Zostałem akrobatą żeby podrywać dziewczyny ZDJĘCIA

2012-04-02 4:35

Od 18 lat jest gospodarzem ulubionego teleturnieju Polaków, "Familiady". Jego znak rozpoznawczy to opowiadanie dowcipów. Karol Strasburger (65 l.), aktor i gospodarz programu telewizyjnej Dwójki, ujawnia "Super Expressowi" historie ze swojego życia. Okazuje się, że jego droga na scenę była długa. Trenował gimnastykę, uczył się w szkole morskiej, a nawet na Politechnice Warszawskiej...

Urodziłem się w Warszawie, ale wczesne dzieciństwo spędziłem w Konstancinie. Potem przeniosłem się do Warszawy na Saską Kępę. Konstancin był zupełnie inny niż teraz. Kiedyś to była taka podwarszawska miejscowość, czuliśmy się tam dobrze. Pamiętam, że zimą ulice nie były odśnieżane i można było jeździć po nich na łyżwach, tzw. śniegulkach. To był wspaniały, beztroski czas - jazda na rowerze, zabawy w Indian.

Mama - Irena - pracowała w biurze projektów, a tata - Edward - w Ministerstwie Zdrowia, był tłumaczem angielskiego. Były to początki motoryzacji i mój ojciec miał P70, to był pojazd z tektury. Ledwo podjeżdżał nim pod Belweder.

Byłem średnim uczniem. Z podstawówki niewiele pamiętam, za to liceum wspominam bardzo dobrze, to było liceum Bolesława Prusa w Warszawie. Byliśmy fajną grupą, która bardzo się lubiła. Co prawda moja klasa nie uczyła się za dobrze, ale była zgrana, na przykład uciekaliśmy nad Wisłę, żeby pograć w piłkę.

Pamiętam pierwsze miłości. Były takie dwie dziewczyny, Ewa i Renia, które chłopakom bardzo się podobały, każdy po kolei z nimi chodził. Z Renią do tej pory się widujemy i nie wiem nawet, czy to z Renią nie całowałem się pierwszy raz na jakiejś prywatce.

W szkole zaczęła się moja przygoda z gimnastyką. Mnie i moim kolegom zaimponował wówczas jeden chłopak, Ignacy. Był starszy od nas o 5 lat, dobrze zbudowany. Poznaliśmy go na nieistniejącym już basenie na Legii. To tam wtedy kręciło się całe życie towarzyskie. Tam fajnie było pokazać, że jest się bardzo sprawnym, tam stawało się na rękach, robiło się salta. To się dziewczynom bardzo podobało. I ten koleś robił takie rzeczy, a my go za to strasznie podziwialiśmy. Dziewczyny za nim szalały i stwierdziliśmy z kolegami, że też musimy tacy być. Poszliśmy właśnie w kierunku gimnastyki.

Miałem numer, że stawałem na rękach na poręczach balkonowych. W szkole był balkon na trzecim piętrze, dość wysoko i stanąłem na tej poręczy, mając w dole przepaść, ale ja się lepiej czułem, stojąc na rękach niż na nogach. Z tego powodu miałem w szkole straszną awanturę. A ja byłem dumny z siebie i czułem się bezpiecznie, robiąc to, w końcu byłem gimnastykiem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki