Andrzej Grabowski wyznaje: Dzięki Kiepskiemu odbiłem się od dna!

Andrzej Grabowski (67 l.) mimo wielu wyśmienitych ról filmowych i teatralnych dla większości Polaków jest po prostu Ferdkiem z serialu „Świat według Kiepskich”. Na szczęście nie dał się zaszufladkować, a już niebawem zobaczymy go w „Polityce”, nowym filmie Patryka Vegi (42 l.), w którym wciela się w postać inspirowaną Jarosławem Kaczyńskim (70 l.).

Dzięki  Kiepskiemu  odbiłem się od dna

i

Autor: Redakcja SE Dzięki Kiepskiemu odbiłem się od dna

– Podczas tegorocznego Suspense Film Festival w Kołobrzegu uhonorowano pana nagrodą Ikony Polskiego Kina. Ma pan w domu jeszcze miejsce na kolejne statuetki?

– Wszystkie nagrody oczywiście kolekcjonuję, ale nie wystawiam ich na widok publiczny. Chowam je do szafy, nie chcę, żeby zbierały kurz (śmiech). Może kiedyś będę miał zbędny pokój, to poustawiam sobie wszystko, co nazbierałem przez lata. Za Ikonę Polskiego Kina bardzo dziękuję i doceniam gest organizatorów festiwalu, jednak ona też nie zawiśnie u mnie na ścianie. Nie zamierzam się modlić do tego obrazka z moją podobizną (uśmiech). Jestem daleki od samouwielbienia.

– Jest pan bardzo rozchwytywanym aktorem, którego wszędzie pełno, a czy często robi pan coś dla samego siebie?

– Praca jest moją pasją i moim hobby, więc absolutnie nie jestem nią zmęczony. Jak wychodzę na scenę czy odgrywam rolę w filmie, odczuwam dużą satysfakcję, to mnie cieszy, więc mam poczucie, że robię coś dla siebie. Często brakuje mi czasu na inne przyjemności, ale widocznie można bez nich żyć. W tym roku po wielu latach pierwszy raz polecę na tygodniowe zagraniczne wakacje. Po 15 latach pojadę na pierwszy urlop z prawdziwego zdarzenia. Zamierzam wyłączyć telefon i mieć chwilę dla siebie.

– Liczy pan, że zagranicą nikt pana nie rozpozna?

– Ależ oczywiście, że mnie rozpoznają, bo wszędzie jest dużo Polaków, ale jak pojadę do ciepłych krajów, to przynajmniej pogodę będę miał zagwarantowaną (uśmiech).

– Największą sławę przyniosła panu rola w serialu, którą niezbyt pan lubi. Dlaczego zatem zgodził się pan grać w „Świecie według Kiepskich”?

– Kiedy dostałem scenariusz trzech odcinków pilotażowych „Świata według Kiepskich”, pomyślałem sobie „co za debilizm”, przecież wstyd to grać! Ale że wówczas ciekawszych, dobrze płatnych propozycji nie było, to się zgodziłem. Myślałem, że zarobię parę groszy, bo byłem przekonany, że czegoś takiego nikt nie będzie chciał oglądać… i jakże się pomyliłem. Chwyciło, nakręciliśmy kolejnych dziesięć, potem związałem się umową na pięć, a później zrobiło się z tego 20 lat.

– Podobno czasem się pan kłócił z reżyserem i scenarzystą, nawet dochodziło do poważnych buntów na planie. Pamięta pan, czego nie zgodził się zagrać?

– Momentami nie znosiłem tego serialu. Wtórowała mi w tym Krysia Feldman, czyli Babka Kiepska. Dość często protestowaliśmy i nie zgadzaliśmy się na niektóre scenariusze. W 1999 r. mieliśmy zagrać odcinek, w którym Kiepscy jadą na imieniny papieża Jana Pawła II. Polacy by nas za to zjedli, nie mielibyśmy życia. Nie chcieliśmy też kpić z Kościoła i wiary, która jest ważna dla wielu ludzi. Żarty żartami, ale ktoś mógłby się poczuć obrażony. Przez wiele lat byłem niemiły i okropny na planie. Nie podobało mi się to, co robię, a przede wszystkim wszechobecna pochwała głupoty. Z drugiej strony finansowo odbiłem się od dna.

– Nie bał się pan zaszufladkowania?

– Był moment, kiedy myślałem, że nie dostanę już nigdy normalnej roli. Na szczęście, mimo odgrywania tak charakterystycznej postaci jak Ferdynand Kiepski, na brak innej pracy nie narzekałem. Niemniej jednak dostaję szewskiej pasji, kiedy na ulicy wołają za mną „panie Ferdku, chono do nas na browara”.

– Niebawem do kin wejdzie film „Polityka”, w którym wciela się pan w rolę Prezesa. Jak się pan czuje w skórze tak charakterystycznej dla naszego kraju postaci?

– Traktuję to jako kolejne wyzwanie aktorskie. Przede wszystkim posturą się nie zgadzam z Prezesem, ale to zostało rozwiązane, bo albo siedzę za biurkiem i mojego wzrostu nie widać, a kiedy rozmawiam z ludźmi, to oni stoją na podestach a ja na ziemi i jest plan amerykański, więc wizualnie wszyscy są ode mnie wyżsi. Mam też dublera o wzroście prawdziwego Prezesa, którego filmuje się najczęściej od tyłu i z daleka. Musiałem zmienić kolor oczu, dostałem ciemne soczewki, na głowę tupecik, bo Prezes ma niestety więcej włosów ode mnie, a żeby uzyskać „prezesowską” wargę, w usta włożyłem sobie tampony dentystyczne i to był mój autorski pomysł.

– Wiele osób czeka na premierę. Pan również odlicza dni do tego, żeby zobaczyć się na ekranie?

– Staram się unikać wszelkich medialnych premier. Chodzę na nie, jeśli są w kontrakcie. Raczej nie oglądam siebie na ekranie. Nie lubię, nie chcę się niepotrzebnie stresować. Nie widziałem większości produkcji, w których zagrałem.

– Pana brat Mikołaj Grabowski jest aktorem i reżyserem. Często was mylą?

– Nie, bo swego czasu dużo razem pracowaliśmy, ale przez wiele lat mówiono „Andrzej Grabowski, brat Mikołaja Grabowskiego”, a potem role się odwróciły i mówią Mikołaj, brat Andrzeja. Na szczęście dzielnie to znosi (śmiech).

– Cieszy się pan, że obie córki kontynuują rodzinną tradycję i również są aktorkami?

– Najważniejsze, żeby one były zadowolone. Myślę, że są, bo same zdecydowały się pójść tą drogą. Jako ojciec jestem z nich dumny i bardzo im kibicuję. Ten zawód nie jest łatwy i nie zawsze bywa miło.

Rozmawiała Martyna Rokita

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki