Los nie chciał im sprzyjać. Historia Dżemu to 40 lat nie poddawania się

2020-08-07 20:14

Choć w ich długiej i trudnej historii nie raz wydawało się, że to koniec, miłość do bluesa zawsze okazywała się silniejsza. Niedawno zespół „Dżem” świętował swoje 40-lecie.

Skazani na bluesa

i

Autor: Krzysztof Wójcik/Forum Dżem
Tak wygląda grób Kory w drugą rocznicę jej śmierci

Nigdy nie zabiegali o popularność i miłość publiczności. Grali muzykę, która była bliska ich sercu, w swoich piosenkach zawsze starając się opowiadać o rzeczach ważnych. Być może właśnie ta autentyczność zjednała im tak wielu słuchaczy, a ich utwory , m.in. „Czerwony jak cegła”, „Whisky” czy „Wehikuł czasu” stały się hymnami całego pokolenia. „Był jednym z niewielu skazanych na bluesa. Ten wyrok dodawał mu sił” - śpiewał w latach 80. lider zespołu Ryszard Riedel. Dziś te słowa nabierając nowego znaczenia i znakomicie oddają charakter zespołu, któremu muzyka pozwała się podnieść po każdej tragedii.

Trudne początki

Zespół początek swojej poważnej działalności muzycznej datuje od 1979 r., ale jego historia sięga 1973 r. kiedy bracia Beno i Adam Otrębowie, Paweł Berger i Aleksandr Wojtasik postanowili stworzyć grupę, choć początkowo brakowało im na siebie pomysłu. Wszystko zmieniło się, gdy dołączył do nich nastoletni Ryszard Riedel.

Choć nie miał muzycznego wykształcenia, jego głos zachwycił muzyków. Przekonali się też, że Riedel potrafi pisać znakomite teksty piosenek, szybko wyrósł więc na charyzmatycznego lidera grupy, choć długo trudno im było przebić się ze swoim repertuarem. Aby związać koniec z końcem, członkowie zespołu imali się różnych zajęć, jej skład parokrotnie się zmieniał, choć Riedlowi za każdym razem udawało się ratować Dżem przed rozpadem.

Wzloty i upadki

Przełomem okazał się ich występ na pierwszym w historii festiwalu w Jarocinie w 1980 r. Choć nie zdobyli żadnej nagrody, publiczność ich doceniła, a kolejne koncerty zaczęły gromadzić tłumy. Przyszłość zespołu wciąż jednak nie była pewna ze względu na coraz poważniejsze problemy Riedla uzależnionego od narkotyków. W końcu Dżem postanowił poszukać nowego wokalisty. Wybór padł na Jacka Dewódzkiego.

Zespół liczył, że nowy wokalista zmobilizuje Riedla do powrotu na scenę, jednak - mimo wsparcia bliskich - wokalista zmarł w 1994 r. w wieku zaledwie 36 lat. Bez niego dalsze funkcjonowanie zespołu wydawało się niemożliwe.

Najlepiej grać

W sposób symboliczny grupa otworzyła nowy rozdział w 2004 r., kiedy 10 lat po śmierci Riedlea. na festiwalu Woodstock po raz pierwszy dając duży koncert z nowym wokalistą, Maciejem Balcarem. Sukces nowej piosenki „Do kołyski” pokazał, że zespół wciąż ma dużo do zaoferowania.

Kolejny cios czekał ich już kilka miesięcy później. Zespół, wracając z koncertu, uległ wypadkowi samochodowemu, w którym zmarł ich klawiszowiec Paweł Berger. Ale i z tej tragedii muzycy potrafili się podnieść. W końcu to właśnie Berger po śmierci Riedla powiedział. „My sobie przecież poradzimy... Ale i pytanie co możemy zrobić dla rodziny Ryśka, która też musi żyć. Najlepiej grać”.

Dla wszystkich jasne więc było, że Dżem musi grać dalej, choć już z nowym klawiszowcem Januszem Borzuckim. Dziś grupa, która na przełomie dekad wielokrotnie stawała przez widmem rozpadu, jest silniejsza niż kiedyś. "Rodzina się nie rozpada, gdy ktoś z jej członków umiera, tylko konsoliduje się jeszcze bardziej" – powiedział niedawno współzałożyciel Dżemu Beno Otręba.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki