Imieniny w stylu Komorowskich
W Budzie Ruskiej na Podlasiu nawet psy wiedzą, gdzie się opłaca siedzieć. Przy byłym prezydencie. Anna i Bronisław Komorowscy urządzili przyjęcie w swoim stylu. Bez kamer, blichtru i zadęcia, za to z jesiotrem, domową nalewką i czworonogiem pod stołem.
Na końcu wiejskiej drogi, tam gdzie asfalt ustępuje leśnej ścieżce, świat zwalnia. Tylko raz do roku budzi się intensywniej. Do podlaskiej Budy Ruskiej zjeżdżają się goście: przyjaciele, sąsiedzi, byli ministrowie i starzy znajomi gospodarzy. Pretekst? Imieniny pani Anny.
Catering zamówiono w Suwałkach, a impreza trochę przypominała klimatem i swobodą wiejskie wesele. Nie ma wątpliwości, że na takiej imprezie każdy czuje się jak u siebie.
Bronisław Komorowski (73 l.), krótkie spodenki, sandały, kieliszek w ręku – chodzi między stolikami i jak zawsze: uśmiech, uścisk, „no siema, co słychać?”. Anna odbiera kwiaty, książki, rękodzieło, doniczkę z pelargonią i torby z prezentami (w tym jedną z logo Rituals). Ale to nie o pakunki tu chodzi. Tu chodzi o obecność. O bycie. O gest.
Prezydent dokarmiał psa pod stołem
Najlepszy przykład? Pies. Ten sam co zawsze. Stały gość imprezy, należący do jednego z siedmiorga wnucząt. Ma swoje miejsce pod stołem prezydenta. Wystarczy moment nieuwagi – i już Komorowski spuszcza rękę z kawałkiem mięsa. Jednym ruchem pies dostaje kolację godną Belwederu. Taki układ trwa od lat i mówi więcej niż sto przemówień.
Dzieci ganiają między krzesłami. Dorośli sączą wino, wino, nalewki i historie z przeszłości. I jak co roku, psy wiedzą najlepiej, gdzie się ustawić. Nie przy wejściu. Nie pod świerkiem. Tylko pod stołem. Obok prezydenta.
I tu właśnie widać różnicę między dawnym Belwederem a Budą Ruską. Tam – kamery, stres, przemowy i siedem wersji protokołu. Tu – tarta z pora, sernik z kruszonką i milczący toast z sąsiadem. Tam – garnitury. Tu – krótkie spodenki. Tam – napięcie. Tu – luz, życzliwość, oddech.
W Budzie Ruskiej polityka zostaje na szosie pod Warszawą. Rządzi gościnność, domowa kuchnia i psy, które rozumieją człowieka lepiej niż niejeden spin doktor. A Komorowski? Nie musi mówić. Wystarczy, że jest. Bo w Budzie Ruskiej nawet psy wiedzą, że lepiej być przy prezydencie. Pod stołem, w cieniu, z jesiotrem na dokładkę.