Oskarżeni usłyszeli w sumie 88 zarzutów. W latach 2012-2014 według śledczych doprowadzili do szkód majątkowych sięgających blisko 42 mln zł i narazili spółdzielnię na niebezpieczeństwo kolejnych 120 milionów strat. To największa w ostatnich latach afera związana ze spółdzielnią mieszkaniową - i to jedną z największych i najbogatszych w stolicy, zarządzającą m.in. blokami osiedla Za Żelazną Bramą czy budynkami przy Grzybowskiej.
Główną bohaterką afery jest była prezes spółdzielni Krystyna R. - Usłyszała łącznie 35 zarzutów - niegospodarności, przywłaszczenia mienia i usiłowania oszustw - mówi prok. Łukasz Łapczyński, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej. Przestępczy proceder polegał przede wszystkim na rozliczaniu i przywłaszczaniu pieniędzy za fikcyjne remonty. Lewe faktury wystawiał Rafał Ch., mąż członka zarządu spółdzielni i głównej księgowej Agnieszki Ch., ona to rozliczała, szefowa Krystyna R. akceptowała i zgarniano pieniądze.
Zarząd spółdzielni chętnie korzystał z usług prawniczych zewnętrznej kancelarii adwokackiej, mimo że w ŚSM funkcjonował dział prawny. Nikt tych zleceń nie kontrolował, a pieniądze płynęły. Znany warszawski adwokat Marcin M. (syn byłego polityka SLD) ma dziś postawionych 11 zarzutów.
Pani prezes tak się rozbestwiła, że bez problemu formalnie wypłacała pieniądze sama sobie - przyznała sobie odprawę po śmierci męża Janusza R. (wieloletniego prezesa spółdzielni) - 400 tys. zł, ekwiwalent za niewykorzystany przez niego urlop - 200 tys. zł i premię dla siebie - 420 tys. i dla drugiego członka zarządu - 300 tys. zł. "W tym czasie - jak czytamy w akcie oskarżenia - odmawiała przyznania premii innym pracownikom spółdzielni, tłumacząc to trudną sytuacją finansową".
Dziś spółdzielnia już praktycznie nie istnieje. Jest w likwidacji. Mieniem zajmował się syndyk. Mieszkańcy jednak do tej pory odczuwają skutki złych rządów jej kierownictwa.