Diogo Jota zginął z bratem Andre Silvą w tragicznym wypadku na trasie w hiszpańskiej prowincji Zamora. W nocy ze środy na czwartek na autostradzie A-52 na trasie w rejonie Sanabria jego auto stanęło w płomieniach. Według wstępnych ustaleń, w kierowanym przez piłkarza Lamborghini wybuchła opona w trakcie manewru wyprzedzania. Konkretnie był to model Lamborghini Urus - luksusowy SUV, którym piłkarz miał dojechać do portu Santander.
Pogrzeb Diogo Joty. Ustalono szczegóły. Piłkarza pożegna prezydent
Diogo Jocie zakazano podróży samolotem. Zginął w SUV-ie
Lamborghini Urus to SSUV (Super Sport Utility Vehicle), który ma łączyć charakter sportowego samochodu z praktycznością SUV-a. Został zbudowany na platformie MLB, którą dzieli z innymi luksusowymi SUV-ami, takimi jak Bentley Bentayga czy Porsche Cayenne. Jest pierwszym turbodoładowanym modelem w historii Lamborghini i generuje olbrzymi popyt. Wpływa na to m.in. 4-litrowy silnik V8 biturbo o mocy 650 koni mechanicznych i 850 Nm momentu obrotowego. Auto przyspiesza do "setki" w 3,6 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 305 km/h. Cena Urusa waha się od 1 do 2 miliona złotych.
Ten model Lamborghini jest bardzo popularny wśród piłkarzy. Posiadają go m.in. Jack Grealish i Vinicius Junior, a Cristiano Ronaldo w przeszłości również był widziany w tym aucie. Jota miał nim dojechać do portu, z którego ruszyłby promem do Wielkiej Brytanii.
Ta decyzja była spowodowana zaleceniami lekarzy po niedawnej operacji płuc. Podróż lotnicza niosła za sobą ryzyko komplikacji związanych z ciśnieniem w kabinie samolotu, więc piłkarz wybrał z bratem podróż samochodem przez Hiszpanię aż do portu Santander. W wyniku tragicznego wypadku była to jego ostatnia podróż. Zaledwie 10 dni wcześniej Jota wziął ślub z ukochaną Rute Cardoso, która została sama z trojgiem małych dzieci.