Lek na receptę znikał z aptek
Na początku pandemii koronawirusa amantadynę rozsławił lekarz pulmonolog z Przemyśla Włodzimierz Bodnar, który zamieszczał w internecie opisy leczenia pacjentów. Lekarze przecierali oczy ze zdumienia słysząc, że ktoś leczy zakażenia koronawirusem przy pomocy leku na zupełnie inne dolegliwości, ale rzesza miłośników alternatywnej medycyny w znany sobie sposób dostępną tylko na receptę amantadynę – na COVID-19 albo na zapas.
Nic dziwnego, że lek zniknął z aptek i nie było go dla naprawdę potrzebujących. Dlatego ministerstwo zdrowia ograniczyło jego sprzedaż. Od grudnia 2020 r. można kupić nie więcej niż 3 opakowania amantadyny po 50 kapsułek na 30 dni. I tylko w przypadku choroby i zespołu Parkinsona oraz dyskinezie późnej.
Mniej zakażeń - mniejszy strach?
Aktualnie ministerstwo zdrowia zamieściło obwieszczenie, które uchyla reglamentację leku. Prawdopodobnie Polacy nie myślą o pandemii, odkąd – dzięki programowi szczepień - zmalała liczba zakażeń i zgonów. Z tego samego powodu spadła dynamika szczepień - zapominamy o zagrożeniu, które jest nadal realne.
Ministerstwo Zdrowia: bez związku między śmiercią zaszczepionych a szczepieniami
Badania nad skutecznością amantadyny w leczeniu COVID-19 prowadzi kilka placówek w Polsce. Nadzoruje je prof. Konrad Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, który zauważył pozytywne efekty leczenia COVID-19 u pacjentów neurologicznych, którzy przyjmowali amantadynę. Badania kliniczne prowadzi także śląski pulmonolog prof. Adam Barczyk, ierownik Katedry i Kliniki Pneumonologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.