Krzysztof Rutkowski WSPOMINA Andrzeja Leppera: Spadło mu na głowę zbyt wiele rzeczy

2011-08-06 6:30

Zaskakujące samobójstwo Andrzeja Leppera komentują jego byli współpracownicy i przyjaciele

"Super Express": - Czy kiedy rozmawiał pan ostatni raz z Andrzejem Lepperem, sprawiał wrażenie przybitego bądź załamanego?

Krzysztof Rutkowski: - Ostatni raz widziałem go miesiąc temu. Później rozmawialiśmy wielokrotnie przez telefon. Andrzej bardzo się przejmował procesami w sądach. Był przekonany, że te ataki są po to, żeby całkowicie zniszczyć ruch, który stworzył. Wiele moich rozmów dotyczyło choroby jego syna, którą bardzo się przejął. Wiele osób udzielało mu w tej sprawie pomocy. Będzie mi go brakowało. I przewrotnie powiem, że będzie go brakowało wszystkim Polakom. Mówił może prosto, ale wprost. Często rzeczy ważne, choć w sposób wyśmiewany. Źle mi z tą śmiercią.

- Podczas ostatniego spotkania dał znać, że może być coś, co dręczy go bardziej niż wcześniejsze sprawy?

- To było spotkanie bardziej wyborcze, gdyż będę kandydował z Komitetu Wyborczego Krzysztofa Rutkowskiego w Koninie i myśleliśmy o wspólnym działaniu. Ale sytuacja w związku z seksaferą nie była komfortowa, choć przecież to nie był wyrok prawomocny.

- Wygrał apelację, jego sytuacja była lepsza niż wcześniej.

- Też mu to tłumaczyłem. Ale narzekał na to, że o ile PiS otwarcie nie krył niechęci wobec niego, to sugerował, że Platforma stara się go wykończyć w białych rękawiczkach. Że chcą go totalnie wykreślić z mapy politycznej.

- Przecież nie stanowił już zagrożenia politycznego. W sondażach nie miał szans na wejście do Sejmu.

- Nie miał, ale pewne rzeczy potwierdzały się co jakiś czas. Pamiętam zresztą, że kiedy odszedłem z Samoobrony jako pierwszy, to nie przychodzili do mnie z gratulacjami inni posłowie, ale właśnie ci z Platformy.

- Właśnie, pan odszedł, ale ostatnio znów byli panowie bliżej.

- Odszedłem, bo miałem do Andrzeja żal. Uwierzył w bzdury opowiadane przez Gasińskiego. To był facet, który opowiadał niestworzone historie. Nie tylko o Klewkach i talibach, ale o tych wszystkich łapówkach polityków... Gdyby spytał mnie o to, potwierdziłbym mu, że to chory człowiek, który kilkanaście razy wprowadzał organa ścigania w błąd. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, był wyraźnie rozżalony i zagubiony.

- Rozżalony na co?

- Czuł, że przegrał Samoobronę. Nie mógł sobie znaleźć miejsca w świecie bez polityki. Czuł, że wszedł na bardzo wysoki pułap, na którym mógł się utrzymać, a jednak jemu się nie udało. Spadł na ziemię z bardzo wysoka.

- To mógł być powód samobójstwa?

- Na taką ostateczną decyzję mogło się złożyć wiele rzeczy. To też, ale dobiła go na pewno choroba syna, o której wiele rozmawialiśmy. Kiedy rozmawiał o synu, leciały mu łzy z oczu. Nie był więc tak twardy, jak go pokazywano, jak przed kamerami. Do tego problemy finansowe, które go dopadły. To już nie był czas, w którym był wicepremierem albo szefem wielkiego ruchu. To nie był już czas zbijania kredytów protestami. I do tego lęk przed więzieniem i publiczną kompromitacją, co groziło mu w przypadku procesu o seksaferę.

- Rozmawiałem z nim, obserwowałem jako polityka. I Lepper nie wydawał mi się kimś, kto bał się więzienia i publicznej kompromitacji.

- Tak, ale wcześniej walczył i czuł, że jest zatrzymywany w słusznej sprawie. Groziło mu więzienie i procesy, ale czuł też poparcie ludzi, w imieniu których się wypowiada. Ludzie się składali, dawali mu pieniądze, dowożono do więzienia paczki. Ludzie patrzyli w niego jak w obraz. Przegrał sobie poparcie i zaufanie społeczeństwa i to wyraźnie go bolało. Po dwudziestu latach nie potrafił już nie być politykiem. Pamiętajmy też o tym spadku z wysoka. Do niedawna do domu podwoziło go Biuro Ochrony Rządu. Policja zabezpieczała mu drogi dojazdowe. A teraz musiał chodzić się meldować na policję jako oskarżony?! To nie była degradacja z poziomu premiera na posła. On czuł ten upadek. I podjął decyzję ostateczną.

- Ale myślał o powrocie do polityki.

- Myślał, ale zwróćmy uwagę, że nadchodzi kampania, media piszą o partiach, kandydatach. I on widział, że jego w tym nie ma! A przecież zawsze był na pierwszej linii. Zawsze się o nim mówiło. I widział dynamikę innych partii, innych liderów. Mogło mu się wydawać, że coś zrobi, ale te kilka elementów, które nałożyły się na siebie, dawały mu świadomość własnej bezsilności. Kiedyś wielu patrzyło w niego jak w obrazek. Ale czasy się zmieniły i teraz na nazwisko Lepper wzruszano ramionami.

Krzysztof Rutkowski

Prywatny detektyw, były poseł Samoobrony