Łukasz Warzecha

i

Autor: Super Express

Powtórka z Peerelu

2018-09-14 10:58

Natknąłem się w sieci na historię o tym, jak w pewnym mieście sklep z alkoholem obszedł ustanowiony przez gminę zakaz sprzedaży napojów wyskokowych nocą. Otóż klientom, chcącym alkohol nabyć, przed wejściem sprzedawano bilety na imprezę masową. Po trzy złote. Imprezy masowe zaś reżimowi zakazu nie podlegają. Czy wszystko było lege artis – nie wiem. Ale wiem jedno: skoro Polacy nie dali się bezbożnemu socjalizmowi za Peerelu, to nie dadzą się też pobożnemu socjalizmowi za PiS.

Przedsiębiorcy znaleźli już sposoby na obejście zakazu handlu w niedzielę czy zakazu zdalnej sprzedaży tytoniu, więc i na zakaz sprzedaży alkoholu radę znajdą. Kibicuję im z całego serca.

Niektórzy twierdzą, że rządu za bzdurne zakazy winić nie można, bo przecież dał tylko samorządom prawo do decydowania. Tak samo jak w przypadku tworzenia stref niskoemisyjnego transportu, za wjazd do których normalnym samochodem mamy słono płacić, albo horrendalnej podwyżki cen za parkowanie w miastach.

Otóż – nie. Winnym tworzenia niemądrego, antywolnościowego prawa jest ten, kto je tworzy w pierwszej kolejności. A więc rząd i parlament. Dopiero w drugiej ci, którzy z niego skorzystają, skoro taką możliwość dostali.

Warto zresztą przypomnieć sobie, jak przepisy antyalkoholowe były uzasadniane przez ich twórcę, posła PiS Szymona Szynkowskiego vel Sęka (obecnie wiceministra spraw zagranicznych). Wywodził on mianowicie w styczniu tego roku, że „nie ma ekonomicznego uzasadnienia, aby co 20 metrów był sklep sprzedający alkohol”. Można zadać sobie pytanie, po co nam wolny rynek, weryfikujący zapotrzebowanie na sklepy tej czy innej branży, skoro mamy posła Szynkowskiego vel Sęka i wielu innych, równie pomysłowych posłów partii rządzącej? Rynek może się mylić, a poseł Szynkowski – nigdy. On wie, że ekonomicznego uzasadnienia nie ma i koniec. Nieważne, że są klienci i chcą kupować.

Posłowie PiS kilkanaście miesięcy temu orzekli też, że nie ma ekonomicznego uzasadnienia dla istnienia tak dużej liczby aptek i przegłosowali ustawę o aptece dla aptekarza, forsowaną przez pigularskie lobby. Skutki już mamy. Przez rok obowiązywania ustawy liczba aptek netto spadła o 352.

A może cały ten wolny rynek jest błędem? Może mylili się Smith, Bastiat, von Hayek, Friedman i tak naprawdę wystarczy gromadka posłów prawych i sprawiedliwych, którzy wyznaczą pożądaną i uzasadnioną liczbę sklepów danego rodzaju, zadekretują ceny, może wprowadzą kartki i wszystko będzie cudnie?

Chociaż nie, momencik, czy tego już kiedyś nie grali?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki