„Super Express”: Jak ocenia pan dzisiejsze przemówienie premiera Mateusza Morawieckiego w Parlamencie Europejskim oraz debatę na temat Polski?
Karol Gac: Usłyszeliśmy dobrze przygotowane, merytoryczne i pełne konkretów przemówienie premiera, które – co ważne – utrzymane było w duchu troski o Unię Europejską. Szef rząd zaprezentował dość szerokie spojrzenie, w którym odniósł się do obecnych, ale i majaczących na horyzoncie problemów, z którymi UE nie bardzo chce się mierzyć. Kolejny raz było też widać wyraźne zderzenie dwóch wizji UE, bo ta – czy tego chcemy, czy nie – podlega ewolucji. Warto zwrócić uwagę, że premier zdecydował się przyjechać do Strasburga, by samemu zabrać głos, co w sposób symboliczny pokazuje wagę przedmiotu sporu, a jednocześnie nie zdarza się znowu tak często.
A sam przebieg debaty?
Z kolei przebieg samej debaty był z góry do przewidzenia. I faktycznie, Polska znowu stała się celem ataków, w których głównie dominowały emocje, a nie fakty. Dość powiedzieć, że eurodeputowani odnosili się nie tylko do kwestii tzw. praworządności, ale np. do rzekomych stref wolnych od LGBT.
Co właściwie wynika z debaty w PE dla Polski? Mam na myśli ewentualne decyzje.
Niewiele. W ostatnich latach na forum PE dość sporo dyskutowano o Polsce i nawet można się już było do tego przyzwyczaić. Chodziło o pozorowane działania polityczne. W tym przypadku mówimy jednak o sporze, którego długofalowe skutki mogą być dalekosiężne i to nie tylko dla relacji Warszawa-Bruksela, ale wręcz całej UE. Jednak z samej debaty niewiele wynika, a po niej obie strony tylko mocniej okopią się na swoich pozycjach.
A może wystąpienie premiera i debata będą miały wpływ na postawę Komisji Europejskiej?
Trudno przewidzieć. Niby widzieliśmy dość ostre i konfrontacyjne przemówienie szefowej KE Ursuli von der Leyen, a i sama KE jest często krytykowana za zbytnią opieszałość wobec Polski i Węgier. Z drugiej strony KE zdaje się dostrzegać, że konfrontacja z Warszawą może doprowadzić do nieprzewidzianych skutków.