10 lat uwodziła męża

2009-07-01 4:00

Anna Milewska (78 l.) ze "Złotopolskich" tylko nam opowiada o swojej miłości życia - mężu himalaiście Andrzeju Zawadzie (†72 l.).

Miłość do męża to była miłość od pierwszego wejrzenia. Z jego strony myślę, że od drugiego. Kiedy się poznaliśmy, miałam 22 lata. Na Starym Mieście odbywało się spotkanie Klubu Wysokogórskiego po kursie taternickim. Siedziałam sobie, rozmawiałam, a gdy podniosłam głowę, zobaczyłam, że po schodach schodzi - ON. Podszedł do nas, przedstawił się "Andrzej Zawada", a ja pomyślałam natychmiast: "będę się nazywać Zawada". To brzmiało trochę jak pseudonim teatralny. Potem wyszliśmy razem z klubu, no i cała grupa kolegów z nami. Nie udało mi się zostać z nim sam na sam... W pewnym momencie obrócił się i wskoczył do autobusu. Cały tydzień musiałam czekać na kolejne spotkanie, bo zebrania klubu odbywały się w czwartki. A w dodatku nie przyszedł. Dla mnie to była rozpacz. Byłam nieznośna w domu, w pracy, kaprysiłam. Kiedy przyszedł, nie dał się jednak namówić na bliższe spotkanie, odprowadził mnie do kolejki, którą dojeżdżałam. Stałam na stopniu i czekałam na to jedno zdanie - pytanie kiedy się znowu zobaczymy? A on tylko się uśmiechał i mówił oczami: "wiem, o czym myślisz, ale ja mam też swoje sprawy". I tak to trwało dziesięć lat, aż do naszego ślubu.

Czekaliśmy tak długo ze względu na brak miejsca, w którym moglibyśmy zamieszkać. On bez mieszkania, ja na garnuszku u taty. Andrzej w zimie mieszkał w domku letnim przyjaciół, a w lecie w Warszawie na Saskiej Kępie.

Moje studia aktorskie rozwiązały sytuację. Wyjechałam do Krakowa i miałam wolną rękę, jeśli chodzi o dom. Potem Andrzej wyjechał na rok do Wietnamu, następnie na Spitsbergen. Mijaliśmy się. Aż w końcu zarobił dość, żeby wpłacić na mieszkanie.

Wtedy mogliśmy się pobrać. Musiał tylko jeszcze się oświadczyć...

Gdy Andrzej przyszedł z wizytą, tak długo dyskutowali z moim ojcem, aż dotarli do polityki Chin. Ja czekałam z niepokojem w drugim pokoju. Zniecierpliwiona weszłam i powiedziałam: "Tatusiu. Andrzej przyszedł poprosić cię o moją rękę". Tata był uszczęśliwiony, zgodził się bez zastrzeżeń, bo już od pewnego czasu czuł pismo nosem. Myślę, że byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Rozumiałam pasję Andrzeja, sama trochę chodziłam po górach. Jak każdy mężczyzna był bardziej zazdrosny niż ja. A ja byłam pewna swego, że jestem tą pierwszą, że zawsze do mnie wróci.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki