Jan Kiepura

i

Autor: Andrzej Bęben

55 lat temu zmarł „chłopak z Sosnowca”. Zyskał za życia światową sławę

2021-08-15 12:44

Z Sosnowca pochodzą: kompozytor Władysław Szpilman (1911-2000) i Jan Kiepura (1902-1966). Pierwszy zyskał ponadkrajową sławę dzięki filmowi Romana Polańskiego („Pianista”). Drugi – był uznawany za gwiazdę światowego formatu jeszcze za życia. Tenor Jan Kiepura był tym w śpiewie operowym, kim dziś jest Luciano Pavarotti. Arcymistrzem.

Sosnowiec jest z niego tak dumy, że centralnym punktem miasta jest Plac Kiepury, z charakterystycznym pomnikiem chłopaka z Sosnowca. To nie pierwszy pomnik Mistrza w jego rodzinnym mieście. Z początkiem lat 90. miejscowy biznesmen Krzysztof Porowski postawił był, pół kilometra od dzisiejszego Placu Kiepury, skromny monument upamiętniający Mistrza. W jego odsłonięciu uczestniczył nawet Edward Moskal, ówczesny prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej. Dziś po tym pomniku nie ma śladu, rozkradli go złomiarze. Za to nadal istnieje dom (przy ul. Majowej 6), w którym na świat przyszedł Jaś Wiktorek Kiepura. Formalnie rzecz biorąc, to urodził się nie w Sosnowcu, ale Pogoni, osadzie, którą do miasta przyłączono wkrótce po jego narodzinach. O tym wydarzeniu przypomina okolicznościowa tablica: „W tym domu dnia 16 maja 1902 roku urodził się światowej sławy artysta Jan Wiktor Kiepura „chłopak z Sosnowca”. Rodzicami śpiewaka byli Franciszek i Maria z domu Neumann. Ojciec trafił do Sosnowca, wówczas prężnie rozwijającego się ośrodka przemysłowego, z podczęstochowskiej wsi. Za chlebem i pracą. Matka pochodziła z rodziny żydowskiej, pierwotnie miała na imię Miriam. Zmieniła wyznanie, ślub był w obrządku katolickim.

Maria Kiepura po latach tak wspominała narodziny pierworodnego: „Kochany Jasinku! (...). Przypominam sobie, jak się cieszyliśmy, gdy Ty się urodziłeś(...). A tak ładny i taki wielki, że ważyłeś dwanaście funtów. W tej małej izdebce, ubogiej i ciasnej i zimnej, a takie drogie dziecko. Ojciec z radości dał 5 rubli w złocie kobiecie, która pierwszy raz kąpała Ciebie. To możesz wiedzieć, ile to dla nas było pięć rubli. Ojciec musiał na nie pracować aż tydzień, więc możesz sobie wyobrazić, jak się cieszył (...). Kołysałam Cię jedną nogą, a rękami prałam…”. W Sosnowcu Janek Kiepura ukończył Gimnazjum im. St. Staszica. Kto jest z Sosnowca, wie, że do dziś jest to najbardziej renomowana szkoła średnia. Niewielu wie, nawet Zagłębiaków, że Jan walczył w I Powstaniu Śląskim. Po paru latach opuścił Zagłębie Dąbrowskie, wyjechał do Warszawy. Tam dał początek swojej światowej karierze. Warto wiedzieć, że swój kunszt w pierwszym publicznym występie pokazał w Sosnowcu, w 1923 r.

W Warszawie zadebiutował w Operze Warszawskiej, w roli górala w „Halce” Stanisława Moniuszki. Debiut był to średnio udany, co sam dostrzegł. Przełom nastąpił lwowskiej operze, gdzie w styczniu 1925 r. grał i śpiewał jako Faust w operze o tym samym tytule. Zebrał tyle pochwał, że poradzono mu, by swój talent rozwijał w Wiedniu. Pojawił się tam w 1926 i… zaczęło się pasmo sukcesów, przerwane śmiercią 15 sierpnia 1966 r. Od 1938 r. Jan Kiepura był już obywatelem amerykańskim, nigdy nie zapominając, że – mimo światowej sławy – nadal pozostaje, o czym często podkreślał, „chłopakiem z Sosnowca”. Gdyby przyszło wymieniać miejsca, w których występował, inne sławy z którymi współpracował, nagrody, które mu przyznano, to ten tekst miałby metr długości. Trzeba podkreślić, że swoją sławę Kiepura zyskał nie tylko dzięki swojemu talentowi, ale także przez to, że potrafił wykorzystać nowinki techniczne do spopularyzowania siebie i swoich umiejętności. Mowa o kinie, w którym śpiewak, jak jeden z pierwszych, dostrzegł olbrzymi potencjał marketingowy. Zostając śpiewającym aktorem, stał się gwiazdorem Hollywood, kimś, o kim dziś mówi się (ale w dobrym tego słowa znaczeniu) celebrytą. Będąc już słynnym, grając w filmach, zwiększył siłę i zasięg swojej sławy.

Przed wojną przyjeżdżał do Polski. Witany owacyjnie tak, że niejedna współczesna gwiazda chciałaby być tak przyjmowana przez swoich wielbicieli. Gorzej było po wojnie. Jan Kiepura nie był pupilem władzy ludowej. Nie pasował na ludowego śpiewaka z przyczyn ideologicznych. Dopiero w 1958 r. pozwolono mu wjechać do PRL. Wówczas odwiedził swoje gimnazjum, wtedy już liceum ogólnokształcące, a w szkolnej kronice napisał: „Trzymajcie wysoko sztandar muzyki polskiej". To, że dostał zezwolenie na wjazd, wcale nie znaczyło, że władza zmieniła zdanie o artyście. Rękoma usłużnych ideologicznie dziennikarzy, robiła mu tzw. czarny pijar. Może młodzież dała temu wiarę. Starsi nie, bo wiedzieli, że Kiepura to mistrz nad mistrze, a na dodatek nigdy nie zapomniał skąd pochodził.

W teksty o tym, że śpiewak się „zamerykanizował” i jest na „pasku imperialistów” pewnie wierzyło niewielu nawet tych, którzy o tym pisali. Na lotnisku w Okęciu witały go tłumy, jak za dawnych przedwojennych czasów. A gdy artysta zaśpiewał do wielbicieli z balkonu w hotelu „Bristol”, to komunistyczna prasa mogła sobie wypisywać różne bezeceństwa na jego temat, a ludzie mieli to gdzieś, taką komunistyczną propagandę. Władza ludowa chyba sobie tę prawdę uświadomiła, skoro zgodziła się spełnić ostatnią wolę Mistrza: chciał być pochowany w Warszawie. Artysta zmarł na zawał serca w swojej rezydencji w Harrison k. Nowego Jorku. 3 września 1966 r. trumna z jego ciałem została wystawiona w holu Teatru Wielkiego. Jan Wiktor Kiepura, chłopak z Sosnowca został pochowany w Alei Zasłużonych na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki