Na podstawie podpisanego 2 października układu o zaprzestaniu działań wojennych powstańcy musieli skapitulować i złożyć broń, a wszyscy cywile opuścić miasto. Ze stolicy wypędzono w sumie pół miliona osób.
Warszawiacy z rozpaczą wspominali ucieczki z domów, w których spędzili całe życie, a które w jednej chwili zostały zrównane z ziemią. Ruiny splądrowano. Ci, którzy cudem ocaleli, wracali po wojnie do starych domów – szkieletów.
Miasto było nie do poznania. Większość kamienic nie nadawała się już do zamieszkania, inne były zrównane z ziemią, a niektórych nie sposób było znaleźć, bo zniszczone zostały całe ulice.
63 dni chwały
W czasie powstania Warszawa przestała być metropolią i rozpadła się na podwórka. Na początku zmieniła się w zbiór izolowanych dzielnic. Potem o przetrwanie miejskiej wojny walczyli mieszkańcy kamienic. Na koniec życie miasta, osaczone przez śmierć, przeniosło się do piwnic.
Dopóki było to możliwe, cywile starali się zorganizować w taki sposób, aby na bieżąco móc sprostać sytuacji. Z godziny na godzinę przybywało rannych, zabitych i tych, którzy stracili mieszkanie. Osierocone dzieci i starcy wymagali opieki, kobiety w ciąży coraz częściej nie miały dostępu do szpitali, przybywało uchodźców z bombardowanych dzielnic i pogorzelców. Powstawały komitety domowe, w razie potrzeby zajmujące się organizowaniem pomocy. Przyjęto wojskowe nazewnictwo, dlatego niemal każda kamienica miała w czasie powstania swojego „komendanta". To mógł być szanowany mieszkaniec, np. profesor lub adwokat, ale i rzutki stróż, mający „znajomości na mieście". To oni decydowali, gdzie wykopać grób albo w którym mieszkaniu, a potem piwnicy, ma urodzić się mały warszawiak.|
Przy takich okazjach posyłano po młode powstańcze sanitariuszki. Nie miały doświadczenia, ale, przynajmniej na początku, miały środki opatrunkowe. Żaden widok nie był im straszny, ich obecność dawała więc złudne poczucie bezpieczeństwa. Nawet kiedy możliwy był jeszcze transport do szpitala, rodzące obawiały się niebezpiecznej drogi wykopami, pod ostrzałem, albo bombardowania. Rodziły więc w mieszkaniach i piwnicznych schronach. Traciły pokarm przez silny stres. Niemowlęta często umierały z głodu lub z powodu chorób, którymi zarażały się od stłoczonych w zaduchu dorosłych. Ludzie nie chcieli dokwaterowywania kolejnych osób, bali się epidemii, ryglowali piwnice. Wybuchały kłótnie, bito się o wszystko, co mogło pomóc przeżyć powstańcze piekło.
Zobacz też: 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Oryginalne ZDJĘCIA i OPISY wydarzeń z 1 sierpnia 1944 r.
Warszawa każdego dnia była kawałek po kawałku niszczona. Ostrzeliwano i bombardowano nie tylko przepiękne zabytkowe kamienice, ale również klasztory, kościoły, pałace, biblioteki. Niemcy grabili wszystko, co w tych budynkach pozostało.
Resztę niszczyli doszczętnie. Z każdym dniem coraz więcej podwórek zamieniało się w cmentarze, gdzie chowano poległych powstańców i cywilów. Wszędzie wyrastały prowizoryczne groby, czyli kopce usypane z kamieni, gruzu lub piachu, z których wyrastały krzyże.
Straty
Powstanie Warszawskie do dziś budzi ogromne kontrowersje zarówno wśród ekspertów jak i wśród społeczeństwa. Poniesione w ciągu 63 dni straty niemalże całkowicie przyćmiewają heroizm powstańców.
W Powstaniu Warszawskim życie straciło niespełna 20 tys. powstańców, następne 25 tys. zostało rannych. Zginęło również 3,5 tysiąca żołnierzy Dywizji Kościuszkowskiej.
Jednak bezspornie największą ofiarę zapłacili mieszkańcy Warszawy. Straty wśród ludności cywilnej wyniosły ok. 180 tys. Kolejne pół miliona Warszawiaków zostało wypędzonych z miasta.
Do niewoli trafiło ponad 15 tys. powstańców, w tym 2 tys. kobiet. Wśród nich znajdowało się prawie cało dowództwo AK.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail