- Nie mam nic do ukrycia - mówił wczoraj, a w zasadzie czytał z przygotowanej wcześniej kartki Gawronik. Dwa dni temu siedział jeszcze w krakowskim areszcie, bo w listopadzie zeszłego roku usłyszał zarzut podżegania do porwania i zabicia dziennikarza śledczego "Gazety Poznańskiej". W sobotę wyszedł jednak po wpłaceniu 50 tys. zł kaucji.
- Występuję pod swoim pełnym imieniem i nazwiskiem, gdyż nie mam nic do ukrycia. Z całą stanowczością oświadczam, że nie mam nic wspólnego z zaginięciem pana Jarosława Ziętary. Z zaginięciem - proszę państwa. Pamiętajcie: ten człowiek wyszedł z domu. Tysiące ludzi wychodzą z domów i nie wracają - przekonywał dziennikarzy.
Prokuratura zapewnia, że dowody ma mocne, a Gawronika wypuszczono z aresztu, bo nie ma tzw. ryzyka mataczenia. Jednak weekendowa "Gazeta Wyborcza" donosiła, że śledztwo w tej sprawie utknęło w martwym punkcie, bo ze swojego zeznania wycofał się nagle kluczowy świadek. Miał być zastraszany. Pytany o jego zeznania były senator wypalił: - Świadek pier...oli bez sensu!.
Zobacz: Zabójstwo Ziętary. Były senator Aleksander G. wyszedł z aresztu
Czy na tym skończy się trwające od lat śledztwo w sprawie zaginięcia młodego, wnikliwego dziennikarza śledczego. Gawronik na odchodnym zapewnił dziennikarzy z tajemniczym uśmiechem: - Kawałek mięska dostaniecie w najbliższym czasie...Ciała Jarosława Ziętary wciąż nie odnaleziono.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail