- Ja go nawet lubię - zeznała żona z zawstydzeniem - ale zlikwidować trzeba. Bo nie może tak być, że każdy polski prezydent jest osaczony. I walnęła analizę: - Jaruzelskiego osaczały ciemne okulary i przeszłość niechlubna, Wałęsę niejaki Wachowski, Kwaśniewskiego alkohol i kolesie, a Kaczyńskiego chyba gruzińska mafia. Jak mafia? - No, jeżeli to Saakaszwili sprokurował cały ten niby-zamach, to działał jak mafia - upierała się.
I nijak się zgodzić nie chciała z argumentem, że jak zlikwidujemy prezydenturę, to cały system polityczny w Polsce padnie.
- Co to za system - drwiła - co nad prezydentem parasola ochronnego roztoczyć nie potrafi. Wszyscy widzieli, że ten system i cały ten BOR Kaczyńskiego w Gruzji nie upilnowali. Ma baba gadane, co?