Barack Obama jest jak Donald Tusk

2008-11-19 4:00

Debata publicystów: Jacek Żakowski z "Polityki" i Piotr Semka z "Rzeczpospolitej" spierają się o to, co łączy amerykańskiego prezydenta elekta z premierem polskiego rządu

"Super Express": - Jakiego polskiego polityka najbardziej przypomina amerykański prezydent elekt Barack Obama?

Piotr Semka: - Jego błyskotliwa i skierowana do młodego pokolenia kampania przypomina show Donalda Tuska z 2007 roku. Czy rzeczywiście są ulepieni z tego samego ciasta, ocenimy dopiero, gdy prezydent USA zacznie urzędowanie.

- W czym dostrzega pan podobieństwa między Obamą a Tuskiem?

- Barack Obama był tylko senatorem i nie miał okazji przechodzić przez rozmaite szczeble administracji, na szczeblu stanowym czy federalnym, lub np. w biznesie. To właśnie upodabnia go do Donalda Tuska, który - zanim został premierem - na politycznych salonach był od lat, ale nie piastował żadnego stanowiska w rządzie.

- Obaj potrafili jednak przekonać do siebie ludzi.

- Czyli mamy kolejne podobieństwo.

- Bardzo pożądane w świecie polityki...

- Zgoda. Przyjrzyjmy się jednak bliżej temu poparciu. W obu wypadkach bazowało ono na rozdmuchaniu przez media zmęczenia poprzednią ekipą i równie mocno wykreowanej nadziei na zmianę. Zarówno Tuska, jak i Obamę wyidealizowano na zasadzie kontrastu ze zdemonizowaną prawicą, w pierwszym przypadku - z ekipą Kaczyńskiego, w drugim - z ekipą Busha.

- Zgodzi się pan jednak, że po roku rządów ekipa Tuska nadal dobrze prezentuje się w sondażach...

- Dzisiaj już gołym okiem widać, że dla bardzo wielu mediów fakt odsunięcia od władzy Kaczyńskiego był na tyle ważny, że Tuska i jego rozmaite kiksy są skłonne traktować na zasadzie ulgowej. Podam dwa przykłady: Zatrzymanie trenera Janusza Wójcika było ewidentnie próbą wywarcia presji na wybory w PZPN. Zrobiono z tego show w świetle kamer. Gdyby coś takiego zdarzyło się za rządów Jarosława Kaczyńskiego, ten sam chórek krzyczałby, że jest to przecież faszyzacja kraju. Podobnie było w przypadku doktora G., postaci dość szpetnej, która stała się "heroiczna", gdy okazało się, że broniąc ją, można uderzyć w ministra Zbigniewa Ziobrę.

- Tylko jak to się ma do Baracka Obamy?

- Liberalne media w Stanach tak daleko posunęły się w poparciu dla demokraty, że do jego prezydentury będą przykładać inną miarę niż do rządów Busha, który był znienawidzony jako człowiek o konserwatywnym systemie wartości - wyrazisty chrześcijanin. Obama, wierny Zjednoczonego Kościoła Chrystusa - chyba jednego z najbardziej liberalnych Kościołów w USA, w którym praktykuje się wyświęcanie homoseksualistów na księży, zezwala na aborcję i bardzo wiele swobód obyczajowych - będzie traktowany znacznie łagodniej. Tak jak w Polsce, pojawi się argument: nie krytykujmy, bo otwiera to drogę powrotu do władzy strasznym rządom prawicy.

- Widzi pan jeszcze jakieś podobieństwa?

- Odwołałbym się również do epizodów z ich młodości. Barack Obama swego czasu zbliżył się do radykalnej lewicy. Z kolei Donald Tusk, który z lewicą nie miał nic wspólnego, wspominał o swoich próbach z paleniem trawki. Pytanie brzmi: na ile były to tylko epizody, a na ile dowody hołdowania bardzo liberalnej wizji świata...

- Premier Miller mawiał, choć w innym kontekście, że ważniejszy od początku jest koniec...

- Owszem, obaj założyli rodziny, mają dzieci. Ale gdy dotarła do mnie wiadomość, że Donald Tusk postanowił nie udostępnić prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu samolotu na szczyt przywódców państw Unii Europejskiej do Brukseli, stwierdziłem, że daleko mu jeszcze do dojrzałości. Dziś w polityce coraz bardziej liczy się nie doświadczenie, lecz fetysz młodości oraz bardzo chwytliwe, ale niewiele znaczące hasła: "Czas na zmiany", "Yes, we can", "Polityka miłości".

Piotr Semka

Publicysta "Rzeczpospolitej". Ma 43 lata

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki