Byłam aktywistką ZMP

2009-06-30 4:00

Popularna Julia z serialu "Złotopolscy" - Anna Milewska (78 l.), dostała w dzieciństwie japoński miniogródek na glinianym talerzu. Zamarzyła wtedy, że zostanie ogrodniczką. Jednak los pchnął ją na inne tory...

Pasja do ogrodnictwa odjechała w siną dal... Co prawda mój ojciec pracował w Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin w Warszawie, ale to była raczej praca biurowa.

Zawsze ciągnęło mnie do historii. Dowiedziałam się, że są takie studia, jak historia sztuki. Nie mogło być nic lepszego dla mnie. Wybrałam się więc na uniwersytet. Zostałam przyjęta, ale ukończyłam tylko kurs trzyletni, a były to studia dwustopniowe.

Ze względów politycznych nie zostałam dopuszczona do kursu magisterskiego. Dlaczego? Pod wpływem mojej koleżanki, mądrzejszej i obytej, zapisałam się do ZMP (Związek Młodzieży Polskiej - organizacja podporządkowana PZPR). Zapisałam się, przyznam - koniunkturalnie, ale nie podobało mi się to i po pół roku oświadczyłam, że się wypisuję. A tu nie... Nie można się wypisać, zostałam karnie wyrzucona. Więc nie dostałam się na magisterium i bardzo dobrze, bo zostałam aktorką.

Pracowałam przez chwilę w Muzeum Narodowym. Potem się przerzuciłam na pracę lepiej płatną. To była Spółdzielnia Pracy "Astra" - konfekcja damska, męska i dziecięca. Tam byłam kaowcem (pracownik kulturalno-oświatowy). Lubiłam tę pracę, byłam popularna i lubiana. Przecież przynosiłam bilety do kin, teatrów, robiłam gazetki ścienne. Wycinało się z gazet artykuły, nalepiało zdjęcia. Pracowałam tak dwa lata, czułam jednak, że to nie to. I wtedy moja przyjaciółka, która w czasie studiów bawiła się w teatrzyk lalkowy, powiedziała, że jedzie do Krakowa zdawać na wydział lalkarski. Przyjęli ją - co prawda nie na lalkarski, ale na aktorski. Powiedziała mi więc, żebym i ja spróbowała. Wtedy zupełnie nie myślałam o tym, żeby być aktorką. Raz w życiu mówiłam wierszyk w szkole. Czekałam w nim na swojego ukochanego. Pamiętam koniec. Był taki: "O, jak kocham mamę, otwierają bramę, kasztanek na przedzie, e, to proboszcz jedzie". Dla pikanterii trzeba dodać, że odbywało się to w internacie sióstr urszulanek we Włocławku.

No i dostałam się do szkoły aktorskiej w Krakowie. Nikomu nic nie powiedziałam. Wstydziłam się, bo byłam zaawansowaną kandydatką. Przyjmowali do 25 lat, a ja kończyłam 25 za pół roku. Gdybym się nie dostała, nie mogłabym już zdawać po raz kolejny. Niełatwo mi szło. Wstydziłam się scenek. Nie umiałam grać uczuć, bo skąd? Dopiero cztery lata szkoły nauczyły mnie tego.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki