Euro nie ma, a nagrody już są

2009-07-16 9:30

Oni nie mają za grosz wstydu. Szefowie spółki PL.2012 przyznali sobie gigantyczne nagrody. Każdy z nich dostał właśnie ponad 110 tysięcy złotych na rękę. W sumie na premie dla urzędasów od piłkarskiego EURO podatnicy wydali blisko pół miliona złotych.

Szefowie państwowej spółki PL.2012 żyją jak królowie. Na nasz koszt siedzą w luksusowych gabinetach, jeżdżą ekskluzywnymi limuzynami, podróżują po całym świecie, a do tego zarabiają krocie. Prezes spółki Marcin Herra (35 l.) inkasuje co miesiąc około 30 tys. zł! Niewiele mniej - ponad 20 tys. zł - dostają jego zastępcy. I co robią za tak gigantyczne wynagrodzenie? Niewiele. Bo nie budują stadionów, dróg, lotnisk i zaplecza hotelowego na mistrzostwa Europy w 2012 r. Zamiast tego piszą raporty do UEFA i koordynują zza biurka wszystkie projekty. Niezbyt to ciężka praca, ale za to świetnie płatna. Jak ustaliliśmy, premie za rok 2008 - po 110 tys. zł (ok. 140 tys. zł brutto) - zostały wypłacone w tym roku w dwóch transzach.

- Rada nadzorcza pozytywnie oceniła zarówno prace wykonane przez zarząd spółki, jak i realizację przez PL.2012 wyznaczonych zadań - wyjaśnia wiceminister sportu Adam Giersz (spółka podlega ministrowi sportu). Nagrody nazywa premiami za... postęp. Problem w tym, że nic takiego się nie stało, by urzędnicy od euro mogli otwierać korki od szampana. Stadiony to na razie ogromne place budowy (w niektórych miejscach wciąż rosną chaszcze). Ślimaczy się budowa dróg (wiele odcinków nie powstanie). Nie ma remontów dworców kolejowych i terminali lotniczych. W dodatku mamy kryzys, który uderza w tysiące polskich rodzin. Chcieliśmy zapytać prezesa Herrę, czy przyjmowanie tak wysokich nagród jest przyzwoite i czy zasłużył na nie. Niestety, nie odbierał telefonu. Oddzwonić też nie raczył. Na pewno był bardzo zajęty.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki