Było prawie południe w poniedziałek, kiedy jeden z pracowników gliwickiego szpitala onkologicznego wyszedł na papierosa. Nagle w Kłodnicy, rzece płynącej w pobliżu, dostrzegł walizkę. Ku swemu przerażeniu zobaczył też, że w środku jest ciało! Drżącymi rękami zadzwonił pod numer 112.
Wkrótce na miejscu zaroiło się od policji. Funkcjonariusze wydobyli z rzeki niezwykłą trumnę. - W walizce znajdowały się zwłoki mężczyzny. Były skrępowane sznurkiem. Nie wiemy, kim był. Nie wiemy też z całą pewnością, jak zmarł. Rozpoczęliśmy śledztwo w kierunku zabójstwa - informuje Joanna Smorczewska z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Policja zdecydowała się ujawnić wizerunek zmarłego. Prosi o kontakt wszystkich, którzy rozpoznają człowieka z walizki. Do Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach już napływają różne informacje. - Jest kilkanaście zgłoszeń. Są weryfikowane - mówi prokurator Smorczewska.
Policja ma pełne ręce roboty. Kryminalni próbują znaleźć jakiś punkt zaczepienia, odpowiedzieć na pytania: kim był mężczyzna, jak zmarł, kto go zapakował do walizki i wrzucił do Kłodnicy? Funkcjonariusze sprawdzają ośrodki pomocy społecznej, szpitale, przeglądają bazy danych ludzi poszukiwanych i zaginionych, analizują zapisy monitoringu w nadziei na wychwycenie jakiejś cennej informacji.
Sekcja zwłok człowieka z walizki wskazuje, że został on pobity. - Miał złamane siedem żeber. Do tego krwawe podbiegnięcia na rękach i nogach, czyli siniaki. Biegli wykluczyli, że powstały przypadkowo, np. w wyniku uderzenia o twarde podłoże. Natomiast przyczyna zgonu jest nieznana. Co prawda biegła stwierdziła, że mężczyzna mógł zostać uduszony, ale trzeba to traktować bardzo ostrożnie i poczekać na wyniki badania histopatologicznego. Poza tym mężczyzna był bardzo wychudzony. Ważył jedynie około 38 kg. Był też schorowany - ujawnia Joanna Smorczewska.
Zobacz także: Znaleziono ciało Ewy Tylman?! [NOWE INFORMACJE]