Przyborów, lubuskie:Do szkoły musi chodzić przez rzekę (ZDJĘCIA!)

2010-06-12 10:12

Odkąd potworna fala powodziowa zniszczyła most prowadzący z maleńkiego Przyborowa do Nowej Soli (woj. lubuskie) i długą na 5 kilometrów drogę, mieszkańcy wioski, także ci najmłodsi, przeżywają gehennę. Jedną z ofiar wielkiej wody jest 15-letni Artur. Każdego dnia chłopak musi przedzierać się przez rozlewisko, by dotrzeć do swojej szkoły, a po kilku godzinach wrócić do rodzinnego domu.

Nastolatek z narażeniem życia i ogromnym poświęceniem brnie przez głęboką po pas wodę, starając się za wszelką cenę uratować przed zalaniem swoje podręczniki. - Zobaczcie, muszę pakować książki i zeszyty do foliowych worków - mówi Artur i zanurza się w lodowatej wodzie.

Jeszcze kilkanaście dni temu mieszkańcy Przyborowa dziękowali Bogu, że woda łagodnie obeszła się z ich domami. Niestety, choć rzeczywiście kataklizm nie zamienił setek gospodarstw w ruinę, to 30 maja wyrządził ludziom równie wielką krzywdę - uniemożliwił swobodny dostęp do najbliższego miasta. A co za tym idzie: do szkół, zakładów pracy, szpitali... Zrozpaczeni ludzie muszą teraz kluczyć objazdami, krótszym przez Głogów i tamtejszy most (droga wynosi 91 km) lub dłuższym przez Sulechów i most w Cigacicach (97 km). Na domiar złego jeśli ktoś nie ma samochodu - jest skazany na podróż koszmarnie przepełnionym autobusem, który wyrusza do miasta bladym świtem.

- Dojazd do gimnazjum w Nowej Soli zajmował mi kilkanaście minut. Teraz, żeby zdążyć na ósmą, muszę jechać autobusem o 5.20. Po dwóch godzinach jestem w szkole - opowiada Artur. Właśnie dlatego zdesperowany chłopak, który nie chce opuszczać ostatnich dni nauki w tym roku, codziennie rano, a potem po południu brnie przez rozlewisko. - Nie mam innego wyjścia, zamiast czekać dwie godziny na powrotny autobus, w którym może nie być miejsca, pakuję książki do szczelnego foliowego worka, rozbieram się i wchodzę do lodowatej wody - mówi Artur. I tak chłopak przez dwadzieścia minut walczy z potwornie silnym nurtem i wodą sięgająca miejscami do piersi. Zmęczony, ale szczęśliwy wychodzi na brzeg po drugiej stronie. - Znowu się udało - mówi. Władze gminy rozkładają bezradnie ręce. - Pozostaje nam czekać aż Odra wróci do swojego koryta, wtedy żołnierze spróbują postawić most pontonowy - tłumaczy Jarosław Dykiem, wójt gminy Nowa Sól. - Opadająca woda odsłoni także jeszcze jedną drogę, wtedy mieszkańcy będą nadkładać nie sto, a tylko dziesięć kilometrów - tłumaczy wójt. Jeszcze nie wiadomo, ile będzie kosztować naprawa drogi. Być może nawet sto milionów złotych.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki