Ireneusz Zarzecki sześć godzin opowiadał o aferze w Wałbrzychu

2011-08-10 4:00

Przez 6 godzin był maglowany i wypytywany. Tak długo przesłuchiwano wczoraj Ireneusza Zarzeckiego (50 l.), który twierdzi, że były prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski (49 l.) oraz lokalni parlamentarzyści z PO wymuszali w mieście polityczne haracze. - Ireneusz Zarzecki został wezwany w charakterze świadka. Składał szczegółowe wyjaśnienia - powiedziała nam wczoraj prokurator Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Śledczy sprawdzają wiarygodność doniesienia, jakie Zarzecki złożył prawie miesiąc temu. Były szef Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Wałbrzychu twierdzi, że pieniądze przekazywał m.in. prezydentowi miasta.

- Piotrowi Kruczkowskiemu, ówczesnemu prezydentowi Wałbrzycha, przekazałem w sumie około 300 tys. zł, posłance Izabeli Mrzygłockiej około 50-70 tys. zł, a senatorowi Romanowi Ludwiczukowi około 30 tys. zł. Pieniądze trafiały jeszcze do innych kieszeni - zapewnia nas. Twierdzi, że to były pożyczki, ale nie brał pokwitowań. - Wiem, komu dawałem, ile i kiedy. Można to wszystko zweryfikować i liczę, że prokuratura to zrobi. Potrafię zestawić ze sobą ludzi, miejsca i udowodnić w ten sposób, że mam rację - mówił nam przed przesłuchaniem.

Regularnie płacili Kruczkowskiemu

Ponadto oskarża Piotra Kruczkowskiego, że wymuszał od niego prowizję od nagród. - Dowiadywałem się, że dobrze by było, abym 30 procent każdej nagrody oddał na partie - zapewnia. Twierdzi, że te prowizje płacili także prezesi i członkowie innych wałbrzyskich spółek. Poza tym zapewnia, że regularnie każdego miesiąca on i inni szefowie komunalnych firm płacili po 500 złotych prezydentowi Kruczkowskiemu.

Wczoraj przekonywał prokuraturę, że mówi prawdę. Tymczasem nowy szef MPK twierdzi, że Zarzecki wyprowadził z firmy ponad 500 tys. zł. A dziś w prokuraturze w Świdnicy zeznawać ma kolejny świadek w aferze w PO.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki