Skok został precyzyjnie zaplanowany, a sprawcy byli praktycznie nie do odnalezienia. Mimo, że na swój cel wybrali najlepiej strzeżony zakonny skarbiec, położony w samym sercu krzyżackiego państwa! A jednak włamanie zostało wykryte, a złodzieje zawiśli na stryczku. Wpadli przez zwykłą ludzką chciwość, bo mając dużo, chcieli mieć jeszcze więcej...
Góry złota do sufitu
Historia rozegrała się w 1364 roku za czasów wielkiego mistrza Winrycha von Kniprode. O skarbcu Krzyżaków, ulokowanym w zamku w Malborku, krążyły nieprawdopodobne legendy. Ci, którzy rzekomo widzieli tajne pomieszczenie opowiadali, że zgromadzone tam góry złota sięgają sufitu!
Podobno zakonne komnaty pełne były zrabowanych dóbr, szlachetnych kamieni oraz pieniędzy z różnych stron świata. Krzyżacy nie dementowali tych plotek. Wielkim mistrzom pasowało, by zakon postrzegany był jako bardzo bogaty. Za taki majątek można było przecież kupić broń, a to skutecznie odstraszało potencjalnych przeciwników.
Wywiercili otwór
Legendarny skarbiec kusił rabusiów, ale pilnie strzeżone komnaty ulokowane były w najwyższej i najtrudniej dostępnej części malborskiego zamku. Teoretycznie złoto wydawało się nie do zdobycia.
A jednak znalazło się kilku śmiałków, którzy wpadli na pomysł jak skutecznie sięgnąć po zakonny majątek. Być może przez zwykły przypadek ktoś zauważył, że kuchnia, w której gotowane były potrawy dla wielkiego mistrza znajdowała się bezpośrednio pod pomieszczeniami skarbca. Wystarczyło znaleźć znajomego kucharza, wywiercić w suficie mały otwór i... dyskretnie podkradać dosłownie sypiące się na głowę pieniądze.
Zgubiła ich chciwość
Plan był genialny i prosty. Do dziś nie wiemy jak długo kucharze podkradali złoto ze skarbca. W końcu zgubiła ich zbytnia chciwość. Któregoś dnia powiększyli dziurę i zdecydowali się na jednorazowe wyniesienie dużej ilości kosztowności. Oczywiście zakonni strażnicy szybko zauważyli, że w skarbcu dzieje się coś niedobrego. Pobieżna inwentaryzacja wykazała niedobór 12 tysięcy węgierskich guldenów! Odkryto też wielki otwór w podłodze.
Sypnął kumpli
Natychmiast na zamku ogłoszono alarm. Krzyżacy rozesłali listy gończe po całej Europie. Znali dobrze rysopisy kucharzy, wiedzieli też jak się nazywają.
Po kilku tygodniach poszukiwań, w niemieckim Goslar, złapano pierwszego z podejrzanych. Wystarczyło tylko trochę tortur, by dzięki jego zeznaniom ująć czworo pozostałych rzezimieszków.
Ciekawostką jest fakt, że przywódcą gangu okazał się niejaki Werner Wittenberg - do tej pory wzorcowy mieszczanin z Malborka. W jego domu znaleziono też większą część zrabowanych pieniędzy. Oczywiście sprytnych kucharzy-włamywaczy wraz z szefem bardzo szybko przykładnie powieszono na malborskim rynku.