Wiktoria wiedeńska

i

Autor: Wilczyński Krzysztof/Muzeum Narodowe w Warszawie Jak Sobieski ściśniony Wiedeń oswobadzał

Historia Polski

Jan III Sobieski. Ostatni z wielkich, pierwszy do pałasza

2022-01-27 14:23

Życie Jana III Sobieskiego jest tak bogate, jak jego stroje, wzorowane na szatach pokonanego Wezyra. Był intelektualistą, ale i zabijaką. Zrazu hulaką, potem wiernym mężem. I wspaniałym wodzem, i bezwzględnym "rzeźnikiem". Nieco romantyczny, mocno bogobojny, próżny opój i obżartuch. Rozrzutny i szczodry, w końcu został sknerą. A także, co ważne i bez czego być może nie byłby w naszych oczach tak wielki: był pierwszym pośród naszych władców mistrzem propagandy, lansującym się w Europie do granic bezwstydu.

Magnat z dziada pradziada, po powrocie z kształcących zagranicznych wojaży wiódł życie klasy, która styl hulaszczo – groteskowy powiązany z awanturnictwem dopracowała przez stulecia do perfekcji. Upojony trunkami, nad którymi rozwodził się Zagłoba, skory do potyczek dobywał pałasza, a był to najnowszy oręż panów w kontuszach, broń sieczną mających za pasem. Powiedzieć o nim wtedy bawidamek, to jak musnąć piórkiem ciężką istotę rzeczy. Zakochiwał się codziennie, w kilku wybrankach na raz. Do tego we włościach miał przybytek z francuska zwany "maison de prostitution". Dzień przyszłego zwycięzcy spod Wiednia zaczynał się od żarliwej modlitwy, potem było przerywane obżarstwem pożeranie ksiąg medycznych, biologicznych i opisujących "rzeczy na niebie" w sposób niekłamanie naukowy. Wreszcie pijacka, jak wtedy mówiono "rajza", czyli przejazd po bliższej i dalszej okolicy, kończący się zaciekłymi walkami przed szynkiem czy gospodą. Były też dnie zalotne. Jan Sobieski, syn absolwenta Oxfordu, mistrz promowania się dzięki wiedzy oraz urokowi, gustował w okolicznych szlachciankach. Niejedna z nich liczyła na małżeństwo z panem magnatem, w dodatku młodym i wtedy jeszcze ładnym. Jednak przepaść, jaka dzieliła pannę z białego dworku od bywałego w Europie magnackiego syna, była porównywalna z tą, którą przeskoczył dla ukochanej Ordynat Michorowski.

Wojna i miłość

W okresie poprzedzającym wielką karierę wojskową, Sobieski "śmieszył, tumanił, przestraszał", a jego stołowanie się w karczmach i zajazdach wyglądało jak pijackie uczty kampanii Kmicica, zanim Kmicic (tak jak Sobieski), nie spoważniał. Stoły uginały się od trunków i mięsiwa. Magnaci, którzy wprowadzili do Polski zwyczaj pochłaniania mięsa, mający zaświadczać o statusie, kazali stawiać przed sobą góry pieczystego. Rzucali się na nie bez manier i umiaru. Znawcy tematu twierdzą, że mięso na XVII-wiecznych stołach było zwykle nieświeże i niedopieczone. Być może właśnie przez "na poły surowe mięsiwa" Sobieski pół życia cierpiał z powodu ciężkich wrzodów żołądka, które jego osobisty medyk określał jako "tako twarde, jakoby z żelaza". U dojrzałego do umiaru Sobieskiego najpierw pojawiła się silna skłonność do sztuki wojennej, a potem do kobiety, która była mu wierna tak długo, jak długo nie przypominał wieprza. On za to nigdy jej nie zdradził i kochał Marysieńkę po grób, wzbogacając historię Polski o drugą tak romantyczną miłość jak ta, która połączyła Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną. Jan Sobieski i Maria Kazimiera de la Grange d’Arquien wzięli potajemny ślub w1665 r. Spowiednik władcy powiedział po latach, że "chciałby umieć równie żarliwie miłować Pana Boga, jak król miłuje królową".

Diament w koronie

"Piorun Wschodu", jak nazywano go na Litwie, nie był tam lubiany. Co innego w Koronie, zwłaszcza przed elekcją po królu Wiśniowieckim. Tu na tronie królewskim widziano „Pana wojennego”, rodaka miłującego ojczyznę. Zarabiaj albo giń – ta zasada magnackich rodów obowiązywała również u Sobieskich, dzięki czemu Jan miał nieograniczony fundusz wyborczy. Szlachta go uwielbiała, witano go salwami z armat, a to wszystko jeszcze przed wielkim Wiedniem! Jego kampania, w starciu z Karolem Lotaryńskim,  polegała m.in. na rozpowszechnianiu pośród szlachty drukowanych ulotek, wysławiających heroizm zwycięzcy spod Chocimia. Mimo to szlachta nie poszła głosować, a wygraną w wyborach na króla dały Sobieskiemu głosy żołnierzy z armii koronnej, którą ściągnął do Warszawy. Koronacja odbyła się 2 lutego 1676 r. w katedrze na Wawelu. Wielki hetman Sobieski był już wtedy innym człowiekiem niż w młodości. Uwielbiał brać udział w bitwach, a zwłaszcza w ich końcówce, gdzie otoczone wojsko rozkazywał siec niczym rąbankę. Na dworze francuskim, z którym Sobieski był zaprzyjaźniony, a także cesarskim, mówiono o tym z dystansem, jednocześnie wysławiając zdolności taktyczne Sobieskiego.

Wersal po polsku

W dworze francuskim i w Paryżu Jan III był zakochany do tego stopnia, że czasem przebierał się we francuskie fatałaszki. Szczególnie cenił sute koronkowe mankiety wystające z rękawów, oraz pończochy. Obyczaj dworski Ludwika XIV – Króla Słońce, przeflancowany przez Sobieskiego do Polski, rozkwitł na jego dworze i miał się doskonale aż do śmierci władcy w 1696 r. Nadworny lekarz króla, Irlandczyk Bernard O’Connor był zdania, że Polacy „kochają wystawne życie i z tego powodu utrzymują mnóstwo służących i zbrojnych oraz wielką ilość koni”. Z kulturą francuską mieszała się na dworze Sobieskiego kultura sarmacka – feudalna i szlachecka – opierająca się na konsumpcji na pokaz i wystawności. Dwór nie był tani, ale w skarbcu przez lata brakowało pieniędzy na "oprawę" królowej, czyli jej fundusz wizerunkowy – na szaty, karety itp. Marii Kazimierze d’Arquien przez 10 lat od koronacji sejm nie wyznaczył należnej sumy. Marysieńka Sobieskiego, uboga dwórka Marii Ludwiki, cieszyła się niezmiennie namiętnym uczuciem elekcyjnego króla Jana, ale jej koronowana głowa nie przebiła się przez europejski pomruk pogardy. Na próżno przez całe życie czekała na zaproszenie z Wersalu. Dwór Sobieskiego polował do znudzenia, ponieważ w Europie, a szczególnie w Anglii, panowała taka moda.

Styl Sobieskiego

W przerwach między wyprawami wojennymi król lubił czytać i rozmawiać z Marysieńką o modzie. Wpatrywał się w tureckie i perskie złotogłowy. W listach do Marysieńki, słanych spod Wiednia, a będących dzisiaj literaturą, piał z zachwytu nad materiami i guzikami ubrań Turków. Wylansował nawet autorski styl, oparty na klasycznym kroju polskiego kontusza, ale uszytego "z materii wschodnich i z takiemiż guzami". Plany, dotyczące zbrojnego odzyskania Prus Książęcych nie powiodły się, ponieważ Szwecja i Francja nie dopuściły Polski do wojny przeciwko Brandenburgii. Jednak polityczna izolacja króla nie trwała długo: Turcy otoczyli Wiedeń, a cesarstwo widziało go jako głównodowodzącego odsieczą miasta. Zaciężne wojska polskie tworzyli konni, i to nasza husaria miała przepędzić turecką ordę spod Wiednia. Sobieski miał już wtedy doświadczenie w walkach przeciwko Kozakom, Tatarom, Siedmiogrodzianom, Moskwie, Szwecji i Turcji. W 1673 r. rozbił armię Hussejna paszy pod Chocimiem. Rozbił, to mało powiedziane - on ją wyrżnął. Dla Sobieskiego zwycięstwem było dopiero "zniszczenie siły życiowej" przeciwnika. Rzeź powtórzył w 1683 r. pod Wiedniem, dziesiątkując armię Kary Mustafy.

Sława pozostała

W okresie panowania Jana III Sobieskiego, z dwunastu sejmów połowa została zerwana. W kraju o rozpasanym liberum veto trudno było cokolwiek zmienić. Tak więc Polska trwała w epoce feudalnej, jednocześnie wielbiąc zdobycze oświecenia. Wbrew oświeceniu, wielbiła także Boga. Sobieski większość swojego miru zawdzięcza pracy nad wizerunkiem władcy, który z Bogiem zwycięża. W Europie II połowy XVII w. był otoczony nimbem pogromcy niewiernych, któremu sam Bóg Ojciec sprzyja, zsyłając cuda. Za cud uważano samą odsiecz wiedeńską, gdzie nad królem miał się nagle pojawić "jaśniejący olbrzymi orzeł". Cud ów sekretarze Sobieskiego na jego polecenie opisywali w robionych ręcznie gazetkach, rozsyłanych potem po Europie. Nasz waleczny władca w liczbie portretów wyprzedził nawet Ludwika XIV. Pozował w fotelach i na koniach, na które wsadzało go trzech służących, ze specjalnego podestu. W jesieni życia ważył ponad 100 kg i miał cztery podbródki. Zastrzegł jednak, że na portretach mogą być tylko dwa – tyle, ile miał pod Wiedniem. Można powiedzieć, że z wiedeńskiej wiktorii Sobieski wycisnął co się dało. Kazał rozpisywać się o sobie jako o wielkim pogromcy Turków, wybitnym wodzu, wspaniałym dowódcy etc. Była to prawda, ale przesadzał. Uważał, że jeśli zaprzestanie rozpowszechniania wiedzy o swoich cnotach, przestaną o nim mówić. Nawet chory, nad grobem, układał treść panegiryków o sobie. Kiedy umarł, odprawiono skrybów, ale sława wielkiego zwycięzcy spod Wiednia i obrońcy chrześcijaństwa, wbrew jego obawom, pozostała i trwa nadal.

Zobacz GALERIĘ portretów z epoki

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki