Jan Kowal ze wsi Dereźnia Zagrody: Usiadłem na ławce Ocknąłem się w szpitalu!

2014-07-01 4:00

Dochodziła godz. 21, gdy Jan Kowal (58 l.) ze wsi Dereźnia Zagrody pod Biłgorajem (woj. lubelskie) znalazł wreszcie chwilę na odpoczynek. Wyszedł przed dom, usiadł na ławeczce przy płocie swojego gospodarstwa i sięgnął do kieszeni po papierosy. Nie zdążył zapalić. Usłyszał ryk silnika, zobaczył pędzące na niego auto, poczuł potworny ból i stracił przytomność...

- Z wypadku prawie nic nie pamiętam, bo świadomość odzyskałem dopiero w szpitalu. Ale wiem jedno: życie zawdzięczam płotu. Gdybym przed wypadkiem zdążył go naprawić, już by mnie nie było wśród żywych - mówi pan Jan. Płot jest stary, drewniany, zmurszały. A właściwie był, bo niewiele z niego zostało. Tak jak z ławeczki, w którą wjechało rozpędzone suzuki Kamila S. (20 l.).

Przeczytaj też: Wypadek w Lucinach. Zginęli świętując początek wakacji

Pod wpływem uderzenia ciało siedzącego na niej mężczyzny bez trudu przebiło spróchniałe sztachety i miękko wylądowało w ogrodzie. Tylko dlatego pan Jan przeżył. Ze skomplikowanym złamaniem nogi i mocno pokiereszowaną twarzą trafił do szpitala. - Już kilka razy zbierałem się, żeby wymienić płot na porządny, mocny, z metalu. Chwała Bogu, zabrakło czasu - uśmiecha się mężczyzna. - Ze wstępnych ustaleń funkcjonariuszy zabezpieczających miejsce wypadku wynika, że kierujący suzuki nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze i stracił panowanie nad autem - relacjonuje Milena Wardach z biłgorajskiej policji.

- Obaj panowie byli trzeźwi. Kamil S. przyznaje, że jechał zbyt szybko, nie ma sobie jednak nic więcej do zarzucenia. - Drogę zajechał mi bus z lawetą. Zagapiłem się i hamując, wpadłem w poślizg - opowiada. - Na szczęście nic poważnego się nie stało - mówi, jakby nie widział zmasakrowanego mężczyzny, którego staranował. Grozi mu do 8 lat więzienia.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki