Już nigdy nie damy Martusi prezentów

2010-12-04 3:00

Zofia (60 l.) i Wacław (61 l.) Litkowie z Nowej Wsi (woj. mazowieckie) nigdy już nie zobaczą uśmiechu na buzi swojej ukochanej wnuczki Martuni Jędrzejkiewicz (+4 l). Nigdy nie dadzą jej pod choinkę prezentów. W szafie zostaną pięknie już zapakowane książeczki i puzzle. Martusia nie przytuli też wymarzonej złocistowłosej lalki, którą miała dostać...

Martusia była oczkiem w głowie całej rodziny. Dziewczynka z niecierpliwością czekała i na święta, i na urodziny, które obchodziłaby 5 stycznia. Śliczna dziewczynka zginęła razem z mamą Iwoną (+35 l.) i tatą Arturem Jędrzejkiewiczem (+40 l.) w potwornym wypadku drogowym. Tragicznego dnia wybrali się z Martusią swoim fiatem pandą do lekarza w Międzylesiu, by umówić się na zabieg wycięcia trzeciego migdałka. Po wizycie lekarskiej wracali dobrze im znaną drogą Warszawa - Węgrów. Było bardzo ślisko i padał śnieg. Tata Marty jechał wolno, bo wiedział, że w samochodzie wiezie Martunię - swój skarb. Dziewczynka siedziała na tylnym siedzeniu, w foteliku, zapięta w pasy. Podróż była bardzo mecząca. W pewnym momencie pan Artur zobaczył na łuku drogi pędzący z przeciwka w tumanach śniegu samochód ciężarowy. Pan Artur przestraszył się, że na wąskiej nieodśnieżonej drodze może dojść do zderzenia. Odbił w prawo, ale fiacik wpadł w poślizg, stanął bokiem wprost na drodze ciężarówki, która uderzyła w auto z potężnym impetem. Kierowca zmarł podczas reanimacji. Martunia i jej mama zginęły na miejscu. Kierowca ciężarowego volkswagena wyszedł z wypadku bez szwanku.

- Nie dociera jeszcze do mnie, że nie usłyszę śmiechu Martuni i nie zobaczę tych ślicznych, rozsypanych na buzi włosków - rozpacza dziadek dziewczynki. - Tak lubiła razem ze mną układać puzzle. Nie wypuściła mnie z pokoju, zanim nie przeczytałem jej bajki albo nie opowiedziałem jakiejś historii o zwierzętach - opowiada przez łzy.

Dziadkowie pocieszają się tylko, że na tamtym świecie, wśród aniołków, nie może być Martusi źle.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki