O tragicznym losie Miłosza (8 l.), Marcela (6 l.) i Oskara (2 l.), trzech synów Katarzyny W., napisaliśmy w marcu, zaraz po tym, jak Marcel trafił do szpitala w ciężkim stanie. Miał pogruchotane żebra, złamaną kość łonową, zmiażdżony nos. Lekarze z przerażeniem odkrywali na jego ciele kolejne ślady pięści. Nie mieli wątpliwości, że chłopczyk został skatowany, więc zawiadomili policję, a ta z miejsca ruszyła do Ośrodka Wspierania Dziecka i Rodziny w Drawsku Pomorskim (woj. zachodniopomorskie), za którego murami zmasakrowano Marcelka.
Katarzyna W. razem ze swoimi synami trafiła tam na początku roku. Pod okiem wyspecjalizowanego personelu dzieci miały zapomnieć o rodzinnych awanturach, a ich matka miała zacząć nowe życie. Niestety, personel nie dopilnował (dziś toczy się w tej sprawie osobne postępowanie prokuratorskie) i Marcel, Miłosz i Oskarek doświadczyli niewyobrażalnej przemocy. Matka i jej kochanek Marek K. bili dzieci pięściami i pasem, za karę wkładali je do wanny z lodowatą wodą, kazali zlizywać jogurt z podłogi, łykać palące przyprawy. Dopiero policyjne śledztwo położyło kres tym fizycznym i psychicznym torturom.
Gdy Katarzyna W. i jej kochaś zrozumieli, że nie unikną odpowiedzialności, przyznali się do winy i postanowili dobrowolnie poddać się karze. Uzgodnili z prokuraturą, że ona pójdzie za kraty na cztery lata, a on na siedem. I takie kary figurują w akcie oskarżenia, który wczoraj trafił do sądu.
- Okoliczności popełnienia zarzucanych czynów nie budzą wątpliwości, a cele postępowania zostaną osiągnięte bez przeprowadzenia rozprawy - przekonuje Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. Pytanie, czy sąd będzie tego samego zdania.