Ta historia zaczęła się w 2008 r. Arek został ugryziony przez kleszcza, więc poszedł do lekarza. - Dostał standardową terapię stosowaną w Polsce. Zbyt krótka seria zbyt słabych antybiotyków. Po trzech tygodniach terapii usłyszał, że jest zdrowy. Gdyby faktycznie tak było, teraz Arek nie przechodziłby gehenny - opowiada jego ojciec Arkadiusz Małek (38 l.).
Przez następne lata Arek zajął się swą największą pasją - trenowaniem sztuk walki. Bakcyla odziedziczył po ojcu, który był bokserem. Chłopak zaczął zdobywać medale i puchary. Ale w 2015 roku borelioza wróciła. - Zaczęły mnie boleć stawy. Coraz mocniej i częściej. Byłem osłabiony, nie mogłem wstać z łóżka - relacjonuje chłopak.
Życie Arka zmieniło się w koszmar. Lekarze nie potrafili mu pomóc. - Był leczony na wszystko, tylko nie boreliozę. A poprawy żadnej. Nieraz ból był tak silny, że syn godzinami wył. Prosił o amputację - dodaje Magdalena Małek (36 l.).
Ostatnią deską ratunku okazała się opracowana w USA metoda ILADS. To ciężka terapia trwająca półtora roku. Polega na przyjmowaniu bardzo wielu antybiotyków i ścisłym przestrzeganiu diety. - Znajomy, który pokonał boreliozę, skierował mnie do lekarza. Ten wskazał terapię. Być może ktoś tuła się jak my po medykach, którzy nie wiedzą, jak pomóc. Radzę się kontaktować z grupą Akademia Boreliozy na Facebooku - mówi ojciec nastolatka.
Arek robi to, co umie najlepiej - walczy. O zdrowie i o powrót do sportu. - Już widzę, że jest lepiej. Są dni, gdy mogę odrobinę potrenować - mówi.
Zobacz także: Marsz Wolności PO. Poseł PiS zdradza, jak partia Schetyny "robi frekwencję" przez samorządy