Wybuch gazu w Szczyrku. Kochało ich całe miasto

2019-12-06 19:15

Cały Szczyrk jest w żałobie po śmierci wielopokoleniowej rodziny Kaimów, która zginęła w eksplozji gazu. Znali ich wszyscy. W mieście nie ma chyba nikogo, kto jako dziecko nie zjechałby z ich rodowego stoku zwanego Kaimówką. A oni podpowiadali, uczyli, ocierali łzy...

W wybuchu zginęli Józef (+60 l.) i jego żona Jolanta (+60 l.) oraz ich siostrzeniec Wojciech (+39 l.) z żoną Anną (+38 l.) i trójką dzieci – Stasiem (+3 l.), Marceliną +(6 l.) oraz Michaliną (+9 l.), ogrom tragedii dopełnia śmierć Szymonka +(8 l.), jedynego syna Katarzyny, która w czasie tragedii była w pracy w domu dziecka.
W Szczyrku wszyscy pytani o tragicznie zmarłych mają łzy w oczach. Józef Kaim w latach 70. i 80. był odnoszącym sukcesy narciarzem alpejskim. Później wraz z bliskimi prowadził stok narciarski, serwis sprzętu, a nawet bar. Niektórzy mówią, że był najlepszy w ostrzeniu nart w całym Szczyrku. - Miał w sobie dużo dobra. Przyszedł kiedyś do niego mężczyzna z dzieciakiem, ale narty miał tylko dorosły. Józek od razu zareagował, dał dziecięce narty i zachęcił chłopca, żeby się uczył jeździć – opowiada Janusz Makuch, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Szczyrku.

Właśnie do tej szkoły chodziła najstarsza córka Wojciecha – Michalina. - To było bardzo dobre dziecko. Talent sportowy i artystyczny. Ostatnio się przygotowywała do zaśpiewania kolędy na naszym koncercie świątecznym – mówi łamiącym się głosem dyrektor Makuch. - Na szkolnych ścianach były prace Michaliny, ale po tej tragedii zostały zdjęte. Jej klasa i wychowawczyni zdecydowali, że zrobią z nich pamiątkowy album – dodaje.
Ojciec Michaliny, Wojciech Kaim, był alpejczykiem, później zajmował się szkoleniem młodzieży. Ostatnio w Klubie Narciarskim Siepraw-Ski, a wcześniej w rodzimym Międzygminnym Klubie Sportowym Skrzyczne Szczyrk. - Narciarstwo to była jego miłość. Tę pasję przekazywał dzieciom. Udało mu się stworzyć grypę bardzo dobrych zawodników. Był ciepłym i wyrozumiałym człowiekiem. Potrafił ich umotywować w przyjazny sposób – opowiada Ewa Haratek, była prezes MKS Skrzyczne Szczyrk.
Anna, żona Wojciecha, w dniu tragedii była z Michaliną w szkole. - Rozmawialiśmy o konkursie kolęd i pastorałek. Pożegnaliśmy się około godz. 17.40. Teraz nie mogę sobie wybaczyć, że je puściłem, że pod jakimś pretekstem ich nie zatrzymałem – ociera łzy dyrektor Makuch.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki