Pan Krzysztof przygarnął bezdomnego Maciusia pod swój dach pół roku temu. Kotek był spokojny i towarzyski. Do czasu...
- Kilka minut i byłoby po mnie - mówi pan Krzysztof, wspominając horror, który zgotował mu jego kochany mruczuś.
- To pewnie przez to, że jak śpię, to mocno chrapię. To musiało zdenerwować Maciusia - tak tłumaczy sobie atak kotka.
Zbudził go upiorny ból szyi i gardła.
- Maciuś wczepił się we mnie pazurami, miauczał przeraźliwie i gryzł. Dookoła tryskała krew. Myślałem, że to mi się śni - opowiada.
Z trudem oderwał kota od siebie. Przycisnął koszulę do szyi, by zatamować krew. Wybiegł na korytarz i wzywał pomocy.
Rany na szyi pana Krzysztofa okazały się tak poważne, że konieczna była operacja.
- Lekarze pozszywali mnie, posztukowali żyłę i naprawili przerwaną powiekę prawego oka. To cud, że widzę - wzdycha pan Krzysztof, którego twarz pokryta jest śladami pazurów.
- Dochodzę do siebie i wciąż nie mogę zrozumieć, jak to się stało. Dlaczego ten spokojny zwierzak zmienił się bestię?! - dziwi się i dodaje, że nie ma do Maciusia o to żalu.
Kot jest teraz na obserwacji u weterynarza.
- Jeśli będzie zdrowy, to zawsze ma miejsce w moim domu - mówi pan Krzysztof.