To w polickim laboratorium podlegającemu Samodzielnemu Publicznemu Szpitalowi Klinicznemu nr 1 w Szczecinie metodą in vitro zapłodniona została 30-latka. Kobieta urodziła Hanię w sierpniu 2014 r. Okazało się, że dziewczynka cierpi na zespół wad genetycznych Schinzela-Giediona. Ale badania DNA wykazały coś jeszcze: że kobieta, która ją urodziła, nie jest jej biologiczną matką! Że nasieniem pobranym od mężczyzny zapłodniono komórkę jajową niewłaściwej kobiety! To był pierwszy taki przypadek w Polsce, pierwsza taka pomyłka.
Dziś Hania ma prawie 4 latka. – Wymaga 24-godzinnej opieki. Najgorsze są ataki padaczki. Najdłuższy trwał nieprzerwanie przez dwa tygodnie. Nie pomagają żadne leki. Nie da się policzyć pieniędzy wydanych na wnuczkę – powiedziała „Super Expressowi” babcia Hani.
Rodzicom dziewczynki nie udało się dojść do porozumienia ani ze szpitalem, który obwiniają o popełnienie błędu przy procedurze in vitro, ani z ubezpieczycielem placówki. Liczyli na to, że bez konieczności procesowania się o odszkodowanie, otrzymają żądane 3 mln zł zadośćuczynienia. Tak się jednak nie stało i w środę ruszył proces, który toczyć się będzie za zamkniętymi drzwiami.
– Są bardzo duże rozbieżności stanowisk - oznajmił mec. Mikołaj Fiodorow, pełnomocnik rodziców Hani. – Szpital stoi na stanowisku, że nie ma podstaw do wypłaty zadośćuczynienia, ponieważ nie jest on winny pomyłki. Twierdzi, że przyjęte procedury były zachowane. A według nas nie były. Były błędne i nieprawidłowe. Były jedną z przyczyn pomyłki.
Pełnomocniczka szpitala odmówiła udzielania informacji, mówiąc, że nie została do tego upoważniona.