- Chyba mnie szukacie - powiedział przekornie Arnold K. (26 l.), listonosz z Białegostoku, do dyżurnego policjanta w miejskiej komendzie. Mężczyzna był poszukiwany od 20 grudnia. Wtedy to po raz ostatni przyszedł do pracy w urzędzie pocztowym przy ul. Kolejowej w Białymstoku. Pracował tam od 2003 roku. Miał opinię miłego, uczynnego człowieka.
Tamtego dnia, jak zwykle, pobrał do rozniesienia korespondencję oraz pieniądze, które miały trafić do rencistów i emerytów w jego rewirze. Ale zmienił plany i... zniknął. Policja rozpoczęła poszukiwania, a Arnold... w najlepsze bawił się w Anglii! Zabrał ze sobą kolegę. Obaj mieli szukać pracy, ale skończyło się tylko na chęciach. Mężczyźni roztrwonili pieniądze na alkohol, hotele i inne rozrywki. Aż w końcu Arnolda ruszyło sumienie.
- Kiedy zostało mi 10 tys. zł, wróciłem do Polski i rozdałem je bezdomnym - tłumaczył po powrocie. Sprawą zajęła się prokuratura. Listonoszowi grozi kara pięciu lat więzienia.