Horror 26-letniej Moniki rozegrał się w 2017 roku, w lipcu. Kobieta miała znaleźć się w mieszkaniu trójki mężczyzn, którzy uwięzili ją, bili i zbiorowo gwałcili. Kobiecie udało się wydostać z piekła po 10 dniach, ale ze strachu nie powiedziała o szczegółach policji. Dramat, który przeżyła, opisała jednak swojej matce, która zawiadomiła funkcjonariuszy. Poszkodowana w bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala, ale lekarzom nie udało się uratować jej życia. Śledczy akt oskarżenia oparli głównie na zeznaniach matki brutalnie zgwałconej dziewczynie.
- Była poniżana, bita i brutalnie gwałcona. Cierpiała tak, jak człowiek może tylko cierpieć za życia - mówi matka 26-letniej Moniki.
Przed sądem w Łodzi właśnie rusza proces w tej sprawie. Prokuratura domaga się dożywocia dla trójki oprawców, którzy nie przyznają się do winy.
- W trakcie śledztwa korzystaliśmy w dużej mierze z wiedzy, którą poszkodowana zdołała przekazać matce. Niestety stan ofiary przemocy był tak zły, że nigdy nie udało się jej przesłuchać - powiedział prokurator Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Biegli ocenili, że trójka mężczyzn była poczytalna i może odpowiadać przed sądem. Proces odbywa się w Łodzi.